2023.07.15 – Osiek

bike

Wokół jezior Kałębie i Czarne

Kilometraż trasy:
Osiek targowisko (0,0)-Ruiny zamku (0,5)-Radogoszcz (6,1)-Wycinki (11,7)-Plaża w ośrodku wypoczynkowym (13,2)-Przesmyk jezior Czarnych (17,7)-Osiek targowisko (26,3)

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.07.08 – Kierunek jezioro Dąbrowskie

bike

Z Kartuz do Gołubia i z powrotem – pętla

Kilometraż trasy:
Kartuzy Centrum (0,0)-Leśna kapliczka (2,3)-Zawory (8,1)-Lampa (10,4)-Sznurki (13,7)-Stare Czaple (19,7)-Smokowo (22,7)-Plaża nad jeziorem Dąbrowskim (25,5)-Gołubieński Ogród Botaniczny (27,5)-Krzeszna (30,4)- Kolano (32,0)- Rąty (37,1)- Goręczyno kościół (38,7)- Somonino (41,7)- DW 224 (45,0)- Kartuzy Centrum (49,8)

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.05.16 – Dookoła Zielonej Góry

bike

Pętla Kartuzy wokół Zielonej Góry

Kilometraż trasy:
Kartuzy Centrum (0,0)-Pomnik Rybaka (1,4)-Pomnik Asesora (2,1)-Kosy (4,2)-Zamek w Łapalicach (8,2)-Park im. Towarzystwa Miłośników Kartuz (12,6)-Wyspa Łabędzia (13,4)-Grzybowo (15,3)-Klasztorna Struga-mostek przy oczyszczalni ścieków (16,7)-Promenada nad jeziorem Klasztornym Małym (18,6)- Kartuzy Centrum (19,2)

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.05.01 – Zinnowitz-Peenemünde-Zinnowitz

bike

W poszukiwaniu dorobku umysłowego Wernhera von Braun’a

Kilometraż trasy:
Zinnowitz parking Aldi (0,0)-Molo w Zinnowitz (2,5)-Trassenheide wejście na plażę (5,5)-Karlshagen centrum (10,6)-Peenemünde Muzeum (17,0)-Peenemünde okręt podwodny (17,7)-Karlshagen centrum (23,9)- Trassenheide wejście na plażę (29,0)- Zinnowitz parking Aldi (33,0)

Drugi dzień pobytu na Uznam. Nie mamy sztywnych planów co będziemy objeżdżać, więc z mojej strony padła propozycja do zrobienia małej pętli po północnej części wyspy i odwiedzenie miejscowości Peenemünde, gdzie w czasie II wojny światowej istniał ośrodek badawczy i produkcyjny III Rzeszy m.in. rakiet V1 i V2. Głosów sprzeciwu nie było, więc postanowione i jedziemy.

Dzień jakby troszkę cieplejszy niż wczorajszy, ale jest wiatr i niestety w linii brzegowej dość zimny. Trudno, to tylko 30 km, więc damy spokojnie radę, choć niektórzy wspominają coś o nabytym wczoraj „zapaleniu tyłka”. Pakujemy rowery na bagażnik i ruszamy ze Świnoujścia do Zinnowitz, gdzie zaparkujemy w dogodnym miejscu i rozpoczniemy pętlę. Na bieżąco wybór padł na parking przy markecie Aldi. Był pusty, bo dziś dzień wolny od pracy w Niemczech, duży, bezpłatny i w zasadzie leży prawie na zaplanowanej trasie, więc jak najbardziej jest ok. Szybkie zdjęcie i uzbrojenie rowerów, no i ruszamy.

Zinnowitz (niem. Ostseebad), to zaraz po Świnoujściu najstarszy kurort na wyspie Uznam. Małe, urokliwe miasteczko z około 5 tys. mieszkańców. Piękne piaszczyste plaże, zespół basenów i saun, molo z kapsułą przyciągają niezliczone ilości turystów. Na początek ładnymi uliczkami obieramy trasę na plażową promenadę. I już na dzień dobry miła niespodzianka – niemiecka feuerwehr (straż pożarna) prawdopodobnie świętuje przypadający za dwa dni Międzynarodowy Dzień Strażaka. Był koncert strażackiej orkiestry, oczywiście morze chmielowego trunku, pokazy wozów i sprzętu strażackiego, atrakcje dla dzieciaków. My wpadamy na molo z podwodną kapsułą.

To niezwykłe miejsce, jakie musi się znaleźć na liście tych, które warto zobaczyć. Obok 300 metrowego, drewnianego molo znajduje się podwodna kopuła. Jest to „gondola zanurzeniowa” – atrakcja niecodzienna i jedna z niewielu w Europie. Na niecałą godzinę gondola zanurza się do wody zamykając za sobą hermetyczne drzwi, a przez metrowe okna widać podwodne życie Morza Bałtyckiego. Niestety na widoczność w naszym Bałtyku za bardzo nie ma co liczyć. Meduzy, plankton, glony, to chyba wszystko co się uda zobaczyć. Czas wewnątrz jednak upłynie szybko, bo oprócz zerkania przez szyby, czas umili przewodnik (tylko po niemiecku) i wyświetlany trójwymiarowy film o podwodnym życiu na Ziemi. Atrakcja płatna, ale chętnych nie brakuje. Na końcu mola jest podwodna kapsuła, za to na początku, tuż przy promenadzie jest kawiarnia w kapsule, która nie tonie, a „lata”. W „Eisbude beim Lift-Cafe” zjecie lody, napijecie się kawy i uniesiecie się w górę podziwiając promenadę, molo i piaszczyste plaże Zinnowitz.

Ruszamy promenadą w dalszą drogę. Droga z utwardzonej po wjeździe do lasu zamienia się w szeroki, twardy dukt. Przez piękny sosnowy las docieramy szybko do nabrzeżnej części Trassenheide, gdzie niestety musimy ciut zmienić naszą trasę. Ze względów bezpieczeństwa część przyplażowa jest wyłączona z ruchu rowerów, a dostępna droga rowerowa odbija od morza i poprowadzona jest wzdłuż głównej drogi (będziemy nią wracać). Jako, że w lesie jest wiele ścieżek, to decydujemy się na jedną z nich i bezproblemowo jedziemy do Karlshagen. Mijamy niewielką część tej miejscowości i wzdłuż linii kolejowej niemieckiej UBB (taki odpowiednik trójmiejskiej SKM) obieramy kierunek na docelową miejscowość wypadu Peenemünde.

Może krótko o Peenemünde – (pol. Pianoujście, Kujawice) to niewielka miejscowość na północnym krańcu wyspy Uznam. Leży nad Bałtykiem, zgodnie z nazwą u ujścia Piany (Peenestrom), jednej z cieśnin łączącej Zalew Szczeciński z morzem. Oprócz rowerem czy autem można tu dojechać (jak wspomnieliśmy) kolejką Uznamską ze Świnoujścia (uwaga! przesiadka w miejscowości Zinnowitz). Mimo że jest to miejscowość maleńka i położona na uboczu, nazwę Peenemünde kojarzy każdy kto choć trochę zainteresowany jest historią II wojny światowej. To tu mieścił się niemiecki ośrodek badań nad nową bronią m.in. pociskami V-1 (Fiesler Fi-103) i V-2 (A4, Aggregat 4). Oznaczenie „V” rakiet pochodzi od sformułowania Vergeltungswaffe, czyli broń odwetowa nr 1 i 2. W 1945 roku cały ośrodek został zniszczony, urządzenia zdemontowane. Pozostawiono jedynie elektrownię, linię kolejową do Zinnowitz i lotnisko. Za czasów NRD cały teren dalej był niedostępny dla mieszkańców i turystów – stacjonowały tam wojska radzieckie i NRD-owskie. Dopiero po zjednoczeniu Niemiec, w 1992 roku Peenemünde i okolice zostały „odtajnione” i udostępnione turystom.

Już początkowe kilometry ścieżki wzdłuż torów pokazują pierwsze budynki, a w zasadzie ich resztki, które były częścią ośrodka badawczego. Mijamy stary dworzec pasażerski kolei zakładowej Karlshagen Siedlung (osiedle). Sieć dróg i torów kolejowych była prawdziwym priorytetem, jeśli chodzi o transport osób i dóbr na terenie Zakładów Doświadczalnych. Aby zachować ciągły rytm pracy i umożliwić system zmianowy, musiały docierać tu każdego dnia ze swojego zamieszkania tysiące osób. W tym celu stworzono sieć torów o długości 106 km posiadającą połączenia do różnych terenów Zakładów Doświadczalnych. Dworzec Karlshagen Siedlung był największym dworcem kolei zakładowej Peenemünde i służył do transportu osobowego. Posiadał trzy zadaszone częściowo perony (183 m), do których można było dotrzeć przez przejście podziemne z osiedla lub obozu Karlshagen (obozu VKN). Budynek dworcowy, który nie zachował się do dzisiaj, znajdował się na skraju osiedla. Pracownicy zakładów oraz ich rodziny podróżowali za darmo.

Plan i punkty historycznych miejsc. Źródło: Muzeum Peenemünde

Tuż zaraz za dworcem kolejowym mijamy schrony przeciwlotnicze, rampę przeładunkową i docieramy do głównego komisariatu, a w zasadzie już tylko do jego odkrytych fundamentów i dosłownie za chwilę jesteśmy przy najbardziej monumentalnym miejscu – kompleksie Kraftwerk (elektrownia). Dziś jest tu główna siedziba Muzeum Historyczno-Technicznego Peenemünde, które mierzy się z historią powstania i stosowania wytwarzanej tu broni. Wystawy muzeum są dokumentacją tego, kto pracował w Peenemünde, jak wyglądało życie ludzi w tamtych czasach, a także dlaczego przeprowadzano tak szeroko zakrojone projekty zbrojeniowe. Jako, że z naszego grona, tylko ja jestem bardziej zainteresowany historią i wojskowością, to rezygnujemy z wejścia na teren muzeum i podziwiamy jego ogromną konstrukcję z zewnątrz. Widać też postawioną rakietę V-2 odmalowana w charakterystyczną biało-czarną kratę. Na dzień naszego pobytu ceny biletów kształtowały się tak: dorosły – 10 €, ulgowy (studenci, osoby niepełnosprawne) – 7 €, dzieci (powyżej 6 lat) – 2 €.

My zaś udajemy się na nabrzeże w porcie. Tu oprócz restauracji czy sklepów z pamiątkami możecie kontynuować historyczna przygodę, choć już nie związaną stricte z Ośrodkiem Badawczym, tylko zacumowane przy nabrzeżu i gotowe do zwiedzania:

  • radziecki okręt podwodny projektu 651 (NATO-Juliett) pochodzącego z okresu zimnej wojny. Jego poprzednie nazwy, to K-24, a potem B-124, a obecnie nosi nazwę U-461. Wybudowano 16 takich jednostek (z planowanych 72). Po rozpadzie ZSRR okręty te wycofano ze służby na Morzu Bałtyckim (ostatni w 1994 r.), a jeden z nich w 1998 roku trafił do Niemiec. Okręt w Peenemünde jest ponoć największym(?) okrętem podwodnym udostępnionym do zwiedzania. Zwiedzanie odbywa się samodzielnie od dziobu (przedział torpedowy), przez kolejne przedziały i pomieszczenia, aż do rufy. Plątanina kabli, rur i niezliczona ilość pokręteł, zaworów, manometrów oraz przeróżnych urządzeń da każdemu do myślenia jak dużą trzeba było wykazać się specjalistyczną wiedzą, żeby obsłużyć tę „masę żelastwa”.
  • mały okręt rakietowy projektu 1241RE (NATO-Tarantul I) „Hans Beimler” nr burtowy 575. Okręt używany przez NRD-owską Volksmarine w latach 1986-1990.

W planach mamy też zrobić sobie małą przerwę na kawę i lody, ale niestety ku naszemu wielkiemu zdziwieniu nikt nie akceptuje tu kart płatniczych! „Zahlung nur in bar”! Trudno, kawa będzie później. Robimy małą pauzę w słońcu i za chwilę jedziemy dalej – już kierunku powrotnym. Podsumowując samo Peenemünde – to malutka, senna i pusta miejscowość. Kilka uliczek, szkoła, jakaś knajpka. Miałem zupełnie inne wyobrażenie o niej. Możliwe, że w pełnym sezonie jest tu trochę więcej ludzi, ale na początku maja niestety nic tu się nie dzieje.

Wyjeżdżamy w kierunku Karlshagen polną drogą, miejscami wyłożoną niewygodnymi betonowymi płytami na zmianę z jumbo. Za to jest ona malowniczo położona pomiędzy Pianoujściem (Peenestrom), a malutkim jeziorem Cämmerer See. Po drodze mijamy kolejne miejsca i ruiny Ośrodka Badawczego: wał przeciwpowodziowy, przepompownia Piese, oczyszczalnia ścieków, zespoły bunkrów w rezerwacie Peenewiesen. Oczywiście wszystkie wymienione w relacji punkty, to nie jest całość. Nie byliśmy zobaczyć lotniska czy miejsca testowego rakiet. Nie wszystkie rejony są też dostępne ze względu na możliwe jeszcze występowanie niebezpiecznych pozostałości z czasów wojny. Jednakże miłośnicy historii powinni być zadowoleni.

Docieramy do Karlshagen, ale żeby nie powtarzać odcinków, którymi jechaliśmy, to wybieramy drogę rowerową przy głównej ulicy. Trzeba przyznać, że u naszych zachodnich sąsiadów myśli się o komforcie i przede wszystkim o bezpieczeństwie rowerzystów. Znajdujemy fajną stację benzynową, na której jest terminal i tu robimy pauzę na kawę, ciacho i niemieckie wursty. U nas są hot-dogi, u nich takie grubsze kiełbaski a’la parówkowe na gorąco, z musztardą i bułką. Nie powiem, smakowało.

Najedzeni, napici powoli kręcimy do Zinnowitz. Podziwiamy jeszcze fajną zabudowę mieszkalną, eleganckie, zadbane przydomowe ogródki, podglądamy namiociarzy i kamperowiczów (a sporo ich było!) na ośrodkach wypoczynkowych i tak docieramy do naszego punktu parkowania.

Ogólnie trasa bardzo przyjemna, płaska, jak najbardziej do zrobienia z dziećmi. Chcąc jednak zobaczyć muzeum od środka, zwiedzić okręty czy zanurzyć się w Bałtyku w podwodnej kapsule, to do 3 godzin powolnego kręcenia musicie dodać kolejne min. 3 godziny na dodatkowe atrakcje. Jak tylko pogoda będzie sprzyjać, to będzie to bardzo udana wycieczka.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.30 – Świnoujście-Heringsdorf-Świnoujście

bike

Tarasy w koronach drzew

Kilometraż trasy:
Świnoujście (0,0)-Granica państwowa PL-DE (4,0)-Molo w Ahlbeck (7,2)-Molo w Heringsdorf (10,4)-Tarasy w koronach drzew (12,2)-Punkt widokowy (14,0)-Plaża nad jeziorem Wolgastsee (20,3)- Plaża nad jeziorem Wolgastsee-pętla (24,0)- Garz (28,4)- Kamminke cypel(31,9)- Granica państwowa DE-PL (34,5)-Świnoujście (38,2)

Dziś my zawitaliśmy z wizytą do Świnoujścia. To nasza kolejna wizyta rowerowa na Uznam. O ile poprzednia była spontanem rowerowym, to tym razem jechaliśmy z konkretnym celem. A dokładnie zawitać do malowniczej nadmorskiej miejscowości Heringsdorf (DE) i zobaczyć tam drewniane tarasy w koronach drzew z okazałą wieżą widokową, natomiast w drugi dzień odszukać niemieckiego konstruktora Wernhera von Braun’a. Jedyną przeszkodą może być zła pogoda, ale na szczęście prognozy są optymistyczne.

Naszą niespełna 40 kilometrową trasę rozpoczęliśmy w centrum Świnoujścia. Bezproblemowo i szybko docieramy ścieżkami rowerowymi, które przybywają w Świnoujściu jak grzyby po deszczu do nadmorskiej strefy i Promenadą Transgraniczną obieramy kierunek na Ahlbeck i granicę PL-DE. Ale może kilka słów o samym Świnoujściu i jej turystycznej perełce Promenadzie Historycznej.

Świnoujście – dziś prężnie rozwijająca się miejscowość turystyczna leżąca na 44 wyspach! – 3 duże Wolin, Uznam, Karsibór oraz 41 małych, niezamieszkałych wysepek, a kiedyś tzw. miasto zamknięte. W Polsce miasta zamknięte związane były z przebywaniem wojsk Związku Radzieckiego i jego bazami wojskowymi w ramach tzw. Północnej Grupy Wojsk, a Świnoujście było jedyną bazą morską spośród 76 miast w których stacjonowali.

Creme de la creme miasta, to wspomniana Historyczna Promenada Nadmorska. Niemal 1,5 kilometrowy szeroki, nowoczesny deptak graniczący z dzielnicą uzdrowiskową. Na zachodnim jej krańcu znajduje się tężnia solankowa. Można tu zrelaksować się na wygodnych ławeczkach lub spacerować rozkoszując się szumem  solanki spływającej po gałązkach tarniny. Na całej długości promenady zachwyca zieleń, ustawiono mnóstwo wygodnych ławek, zamontowano stojaki na rowery i zacieniacze. Zarówno w dzień jak i po zmroku atrakcją jest zegar słoneczny otoczony wodną kurtyną, która rozsuwa się całkowicie o pełnej godzinie. Na każdym kroku nęcą nas sklepy i ogródki licznych restauracji, kawiarni czy barów. Spotkamy ulicznych grajków oraz mimów udających żywe posągi. Czas rozrywki dopełni wizyta w kasynie, oceanarium czy koncert w muszli koncertowej. To miejsce, w którym latem tętni życie tego miasta, a jednocześnie jest klimatycznie i spokojnie. Oczywiście oprócz Promenady Świnoujście oferuje wiele atrakcyjnych miejsc do zobaczenia, choćby najbardziej instagramowe miejsce miasta, czyli Stawa Młyny. Do tego Fort Anioła, Muzeum Obrony Wybrzeża, Muzeum Rybołówstwa, marina, oczywiście przepiękne plaże… i mnóstwo innych miejsc. Dużo by można napisać, ale najlepiej zobaczyć samu.

A więc jedziemy! Udostępniona w 2011 roku Promenada Transgraniczna łączy Świnoujście ze znajdującymi się po niemieckiej stronie Wyspy Uznam miastami Ahlbeck i Garz.  Warto nadmienić, że Uznam jest drugą co wielkości wyspą w Niemczech, gdzie słońce świeci 1.900 godzin w roku, co czyni ją jednym z najbardziej nasłonecznionych regionów! Ścieżka jest świetlona co fantastycznie pomaga podróżować po zmroku, a na jej prawie 4 kilometrowej trasie ustawiono ławki i tablice związane z historią, fauną i florą tego regionu. Na Promenadzie znajduje się oczywiście punkt graniczny (kolejne instagramowe miejsce) Polska-Niemcy. Stąd też odchodzi drewniana kładka, którą dojdziemy nad morze. Pamiętajcie o wykupieniu opłaty klimatycznej obowiązującej po niemieckiej stronie i to bez względu na długość Waszego pobytu. Tę część trasy pokonujemy szybko, bo nie ma jeszcze dzikich tłumów, które lada chwila się zaczną. Robimy foto na instagramowym przejściu i lecimy ku Ahlbeck.

Ta rybacko-rolnicza miejscowość już kilka wieków wieków temu została dostrzeżona jako doskonałe miejsce uzdrowiskowe i taką funkcję spełnia do chwili obecnej. Tu perełką miasta jest zbudowane w 1899 roku i gruntownie odrestaurowane w 1993 roku molo (wstęp darmowy) wcinające się w Ostsee (Bałtyk) na 280 m. Przed wejściem, na placu przed molem podziwiać możemy piękny secesyjny zegar. Ahlbeck to oaza spokoju. Na próżno tu szukać straganów, jarmarków czy budek z pamiątkami, których nie brakuje po polskiej stronie. Plaże jeszcze pustawe – trochę za zimno, ale dla chętnych są już do wypożyczenia wiklinowe budki plażowe, które są chętnie zajmowane. Brr, trochę dziś wieje w nadmorskim pasie. Obowiązkowo uwieczniamy naszą wizytę w tej pięknej miejscowości i lecimy dalej. Następny punkt to …

Heringsdorf – Wioska Śledzi, to miasto i popularny letni ośrodek wypoczynkowy na Uznam. Dumą miasta jest drugie co do wielkości molo (czyli zaraz po sopockim!) w Europie i oczywiście przepiękne, piaszczyste plaże, które ciągną się nieskończenie w obydwie strony. Obecne molo nie jest pierwszą konstrukcją w tym miejscu. W latach 1891-93 zbudowano drewniany pomost o długości także prawie 500 m, wtedy najdłuższy nawet w Europie. Konstrukcja była bogato zdobiona, miała wieżyczki i kolumnady, ulokowano na niej też liczne sklepy i stragany oraz restaurację. Po II wojnie światowej pomost był prawie nieużywany i nie utrzymywany. Heringsdorf zajmowali Rosjanie utrzymując tu sanatoria dla swoich oficerów. W 1958 r. molo spłonęło, a za jego podpalenie skazano ponoć dwóch nastolatków. Odbudowano je dopiero po prawie 40. latach od pożaru i ponad sto lat od budowy pierwszej konstrukcji (1994-95r.). Obecna konstrukcja stanęła ok. 50 metrów od poprzedniego molo. W wodzie widać jeszcze resztki tej pierwszej. W budynku stojącym na skraju lądu mieści się muzeum muszli, kawiarnia, kino, restauracja, fitness-center, liczne sklepiki oraz letniskowe mieszkania. Na samym molo też możemy odwiedzić liczne sklepy, restauracje czy kafejki. Doskonałym pomysłem było przedzielenie mola wzdłuż jego długości przeszklonymi parawanami, które doskonale chroniły przed wiatrem i nadal pozwalały delektować się nadmorskim widokiem. Krótką, pamiątkową wizytę na molo zaznaczamy niezliczoną ilością foto w naszym albumie i jedziemy na nasz kulminacyjny punkt wycieczki.

Uznamska ścieżka w koronach drzew, to nowa (2021 r.) atrakcja przyrodniczo-turystyczna w Heringsdorfie, tuż w bezpośrednim sąsiedztwie stacji kolejowej. Ekscytujący szlak przygodowy prowadzi przez różne poziomy lasu na wysokość do 23 metrów. Ścieżka zbudowana jest w sposób przyjazny dla środowiska i głównym materiałem budowlanym jest drewno. Przyjazna dla osób niepełnosprawnych kładka na ścieżce o długości około 1350 metrów oraz informacje (w polskim języku tez są) znajdujące się na licznych przystankach edukacyjnych, w zabawny i interesujący sposób dostarczą wiedzę z zakresu edukacji ekologicznej, Parku Przyrody Uznam oraz rodzimej fauny i flory. Na zawrotnych wysokościach oczekują stacje przygodowe z ekscytującymi elementami balansującymi. Spacerując do szczytu koron drzew, otwierają się przed nami niepowtarzalne perspektywy, które dają przedsmak tego, co można zobaczyć z 33-metrowej kwadratowej wieży widokowej, wzorowanej na starej baszcie Bismarcka, która kiedyś stała tuż obok (teraz jest tam punkt widokowy).
Ze szczytu wieży, czyli z 75 metrów nad poziomem morza, roztacza się niepowtarzalny widok na trzy Uzdrowiska Cesarskie: Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin. Jednak tym co zachwyci dzieciaki, a wzbudzi dreszczyk emocji i doda nutkę strachu u dorosłych jest siatka spacerowa, znajdująca się na górnej platformie wieży. To 50 m² bezpiecznego szaleństwa. Nawet my skorzystaliśmy, choć nie powiem – emocje były! Hol wejściowy ze sklepem, gastronomią i ogródkiem piwnym dopełnia całościową ofertę spaceru w koronach drzew. Tuż obok możecie zaparkować auto (opłaty) czy rower (free) na sporym parkingu. Niestety, psy oraz inne zwierzęta nie są wpuszczane na szlak. Jedyny wyjątek stanowią psy asystujące, za to spokojnie zabierzecie dzieciaki w wózkach.

Kilka liczb o platformie:
– platforma widokowa: 75 metrów n.p.m,
– wysokość wieży: 33 metry
– wysokość ścieżek: do 23 metrów
– długość trasy: ok. 1350 metrów
– maks. nachylenie: 6%
– bilet 13 euro od dorosłego, 10-11 euro dziecko lub 29 euro rodzinny.

Po emocjach jakich dawno nie było (ah ta siatka na wieży!) schodzimy po nasze dwukołowce. Dalszą część trasy pokonamy już w oddaleniu od linii brzegowej, co da nam odpocząć od wiatru, który dziś jest niekomfortowy termicznie. Wjeżdżamy, a raczej wpychamy się pod górkę do lasu, mijamy dołem drewniane tarasy, wieżę i w pierwszej kolejności odwiedzamy wspomniany punkt widokowy, który został wybudowany w miejscu dawnej Wieży Bismarcka. Teraz już z górki! Leśnymi drogami, wzdłuż torów łączących Świnoujście z wszystkimi miejscowościami nadmorskimi na Uznam docieramy do asfaltowej drogi. Jedziemy kawałek w kierunku Gothen i chwilę przed wioską skręcamy w polną drogę w kierunku Korswand. Mijamy jezioro Gothensee i docieramy nad jezioro Wolgastsee, które planujemy objechać.

Wolgastsee otoczone jest zewsząd lasami, głównie bukowymi. Wokół mega czystego jeziora biegnie malownicza ścieżka dla pieszych i rowerów długości ok. 4 kilometrów – szlak zielony. Utwardzona, w całości szutrowa bez żadnych utrudnień. W samym Korswandt znajduje się niewielka plaża wraz z kąpieliskiem z możliwością zaparkowania auta na niestety małym parkingu, a chętnych letnią porą jest sporo. Jest też możliwość wypożyczenia sprzętu pływającego. Głodni mogą posilić się i napić można w punkcie małej gastronomii. Bezpośrednio przy plaży rośnie najstarszy i najwyższy buk na wyspie – pomnik przyrody. Spędzamy krótką chwilę nad brzegiem i ruszamy dalej, bo czas nas zaczyna gonić, a końca trasy nie widać!

Wyjeżdżamy z Korswandt na Garz mijając duże, prywatne pole golfowe i tuż za nim wjeżdżamy ponownie do lasu zamykając furtkę. Tak, tak! furtkę! Tu w Niemczech lasy są zamykane na noc!
Oczywiście żartuję z tym zamykaniem lasów. Owszem furtka była, ale to dla ochrony pola golfowego przed leśną zwierzyną. Ten odcinek mamy trochę z górki, trochę pod górkę, na szczęście w większości asfaltowy więc dobrze się jedzie. Docieramy do Garz malutkiej miejscowości (ok. 2500 mieszkańców) uważanej za najstarsze miasto w Rugii. Jako, że niewielka, to mijamy ją szybko i obieramy kierunek na Kamminke. Po drodze odwiedzamy jeszcze stary cmentarz z grobami poległych w I Wojnie Światowej.

Kamminke to jedna z najstarszych wsi rybackich na terenie wyspy Uznam.  Leży nad Zalewem Szczecińskim, przy polskiej granicy. Mieszkańcy osady utrzymywali się z  rybołówstwa i zamieszkiwali chaty pokryte strzechą, które można w Kamminke oglądać po dzień dzisiejszy. Miejscowość jest malowniczo położona – część domów znajduje się na ponad 20-metrowych urwiskach, które otaczają zatoczkę Zalewu. W środku Kamminke znajduje się miejsce widokowe, z którego widać Świnoujście i Zalew Szczeciński. Jedna z uliczek o długości tylko 210 metrów zaczyna się na wysokości 6, a kończy na aż 24 metrach nad poziomem morza (12% nachylenia). Nad wodami Zalewu znajduje się mały port rybacki, gdzie w sezonie letnim dobijają jachty i łodzie motorowe z turystami. Obok znajduje się niewielka plaża z niestrzeżonym kąpieliskiem, małe pole na przyczepy campingowe, obszerny parking, trawiaste boisko do gry w piłkę nożną i siatkówkę. Warto wiedzieć, że w pobliżu Kamminke znajduje się najwyższe na wyspie Uznam wzniesienie (71 m.n.p.m.) Golm z Niemieckim Cmentarzem Ofiar Wojennych, gdzie są pochowane ofiary dywanowego nalotu alianckiego na Świnoujście w 1944 roku. Ponad 20 000 grobów czyni go największym cmentarzem wojennym w Meklemburgii Pomorzu Przednim oraz jednym z największych w Niemczech. Przed przystąpieniem Polski do układu z Schengen w Kamminke było piesze i rowerowe przejście graniczne do Świnoujścia.

Krótko odwiedzamy cypel, z którego na ławeczkach w zależności gdzie zwrócimy głowę możemy napawać się widokiem na Zalew Szczeciński lub Oderhaff.

I tu w zasadzie kończymy naszą wyprawę. Przejeżdżamy jeszcze raz brukowanymi uliczkami Kamminke podziwiając piękną zabudowę wsi i kierujemy się na wspomniane przejście graniczne. Szybko, bo dobrymi ścieżkami rowerowymi docieramy przez Wydrzany do centrum Świnoujścia.

Cel wycieczki osiągnięty, pogoda nie utrudniała zbytnio podróży, nasycenie umysłów pięknymi widokami rekompensuje nam zmęczenie organizmów. Zobaczymy czy jutro będzie „zapalenie tyłka” – bo tak nazywa zmęczenie pewnej części ciała jedna z naszych młodych uczestniczek niektórych wycieczek. A jutro w planach miejscowość Kujawice inaczej zwana Pianoujście czyli niemieckie Peenemünde.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.23 – Gdynia Chylonia-Reda Pieleszewo

bike

Młodzieżowe kręcenie

Kilometraż trasy:
Gdynia Chylonia SKM (0,0)-Droga wewnętrzna (1,8)-Kapliczka w Dębogórzu (5,7)-Kapliczka i sklep w Kazimierzu (9,2)-Stacja uzdatniania wody w Redzie (11,8)-Miejski Park Rodzinny w Redzie (14,8)-Reda Pieleszewo SKM (18,6)

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.20 – Błotniste Lasy Mirachowskie

bike

Pętla zielonymi płucami Kaszub

Kilometraż trasy:
Leśnictwo Mirachowo (0,0)-Groty Mirachowskie (1,1)-Ptasia Wola (bunkier) (1,8)-Punkt widokowy Szczelina Lechicka (3,3)-Punkt widokowy Zamkowa Góra (10,0)-Kamienica Królewska (wieś) (13,9)-Leśniczówka Bącka Huta (17,3)-Rezerwat Kurze Grzędy (22,9)-Leśnictwo Mirachowo (26,9)

Nic nie zapowiadało, że dziś wyskoczymy na rowery, Tylko pogoda, która wbrew zapowiedziom była idealna na kręcenie zainputowała nas do wypadu. Totalny spontan. Szybkie szukanie gdzie i na ile, pobranie śladu na GPS, budzenie uczestników i po szybkiej kawie oraz śniadaniu ruszamy samochodem do zielonych płuc Kaszub, czyli lasów Mirachowskich.

Lasy Mirachowskie po kaszubsku Mirochòwsczé Lasë, to największy zwarty kompleks leśny na północnym obszarze Kaszubskiego Parku Krajobrazowego (ok 6,5 tys. hektarów). Obejmują zespół jezior potęgowskich i 8 rezerwatów przyrody (tablica informacyjna „mówi o 9!): Staniszewskie ZdrojeKurze GrzędyLubygośćLeśne OczkoStaniszewskie BłotoSzczelina LechickaŻurawie Błota i Jezioro Turzycowe.

Parkujemy przy leśniczówce Mirachowo (chyba jak większość turystów) gdzie jest spory parking i bliskość Grot Mirachowskich czy bunkier Ptasia Wola. Szybkie przygotowanie i ruszamy. Warto tu nadmienić, że nieopodal leśniczówki Mirachowo, w sąsiedztwie pięknego jeziora Lubygość znajduje się baza turystyczna Nadleśnictwa Kartuzy, na terenie której, za zgodą i przy pomocy Nadleśnictwa, organizowany jest festiwal BLUES W LEŚNICZÓWCE (w tym roku będzie w dniach 23-24 czerwca).

Po krótkim zjeździe brukowaną drogą docieramy do Grot Mirachowskich. To dwie niewielkie zlepieńcowe groty na południowo-zachodnim stoku wyrobiska żwirowego nad jeziorem Lubygość. Zostały one odkryte na przełomie lat 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku. Groty mają ok. 1,5-2 metrów wysokości, a głębokość waha się od 3 i 6 metrów. Dużo skromniejsze niż Groty Mechowskie, ale niecodzienny wygląd i tak przykuwa wzrok.

Kolejnym punktem jest położony kawałek dalej bunkier Ptasia Wola. To rekonstrukcja partyzanckiego schronu, który stał w tym miejscu w czasie drugiej wojny światowej. Było to miejsce przebywania partyzantów z Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski” – największej na Pomorzu i Kaszubach organizacji konspiracyjnej, która stawiała sobie za cel walkę z niemieckim najeźdźcą. Ukrywali się w nim partyzanci z okolicznych miejscowości. W 1943 hitlerowcy zniszczyli bunkier i zabili jego załogę. Przeżył tylko jeden partyzant Augustyn Kowalecki z Kartuz. Po wojnie bunkier odbudowano i udostępniono turystom. W jego sąsiedztwie znajduje się tablica informacyjna oraz krzyż poświęcony zamordowanym partyzantom.

Czas ruszać dalej. I nie ukrywam, że na najbliższym odcinku (do Szczeliny Lechickej) straciliśmy trochę czasu i sił. Zachciało nam się modyfikować trasę (bo była inna ścieżka na mapie). Zamiast wprowadzić rowery pod bunkier i podążać dalej czerwonym pieszym szlakiem, to chcieliśmy pójść na łatwiznę i przejechać ten odcinek wzdłuż jeziora Lubygość. I jak to bywa ze skrótami – wyszło dłużej, ciężej, a górka i tak nas nie ominęła. Więcej pchaliśmy nasze maszyny niż na nich jechaliśmy. Trudno, kara musi być! Właściwy odcinek, którym powinniśmy przejechać zaznaczyłam na mapie na czerwono. I co najważniejsze, jadąc (idąc) poza wytyczonym szlakiem ominiecie Szczelinę Lechicką, która jest popularnym celem wędrówek – punkt widokowy odwiedzany przez spacerowiczów i turystów. Znajdują się tu ławki, z których rozpościera się widok na pobliskie lasy i jeziora. Ja musiałem wjechać na nią od drugiej strony, a było mooocno pod górkę.

Kierujemy się dalej krętymi leśnymi ścieżkami. Teren mocno się obniża. Najpierw pojawia się jezioro Kocenko i Rezerwat Szczelina Lechicka. Tu brniemy trochę po mokradłach (zresztą wiele odcinków było troszkę podmokłych i błotnistych), ktoś z nas zalicza mokrą glebę 🙂 Tuż za chwilę witamy się z jeziorem Potęgowskim. Przejeżdżamy mostkiem nad ciekiem wodnym, który wbrew pozorom nie łączy Kocenka, tylko Lubygość z Potęgowskim. Mała sesja na pamiątkę i kierunek punkt widokowy Zamkowa Góra.

Zamkowa Góra – to tutaj, na wysokości ponad 220 metrów n.p.m., urządzono piękne miejsce widokowe, idealne na wycieczkę i piknik. Wspaniały widok na sześć jezior – Białe, Czarne, Junno, Kamienickie, Odnoga oraz Potęgowskie – sprawił, że Zamkowa Góra była ulubionym miejscem spacerów już przed II wojną światową. Przywrócona świetność jej wspaniałej panoramy przyciąga dzisiaj coraz więcej turystów. Trzy oznakowane trasy dojścia o różnym stopniu trudności, ze schodkami i barierkami, pozwalają na wygodne i bezpieczne wejście także osobom starszym.

Zjeżdżamy z góry i kierujemy się do Kamienicy Szlacheckiej, małej, letniskowej wsi, która może być doskonałym punktem wypadowym na różnego rodzaje wycieczki. Pogoda dopisuje, teren nie najłatwiejszy, bidony już prawie suche, więc małe zakupy w mini markecie (naprawdę mega dobrze zaopatrzony!) będą dobrym pomysłem.

Najedzeni, opici kręcimy dalej (a uda coraz twardsze). W zasadzie pozostała część trasy wiedzie już tylko lasami po różnej jakości drogami. Nie jest najłatwiej, ale tragicznie też nie. Z atrakcji pozostaje jedynie podziwianie przyrody, która czasami sprawia wrażenie nietkniętej nigdy przez człowieka. Łapiemy oddech nad jeziorem Dwa Oczka, mijamy rezerwat Kurze Grzędy i trochę zmęczeni docieramy do końca wyprawy.

Podsumowując. Trasa miała być średnio trudna, poprowadzona według opisu najczęściej szerokimi, szutrowymi drogami (ktoś zrobił nas w konia), a wyszło nieco inaczej. Pomijając naszą zmianę, to można ocenić trasę jako dość trudną dla amatorów (chociaż rower trekkingowy dał radę!). Nie polecamy też jechać rowerami z dziećmi tą trasą, ale warto na przykład zrobić mniejszą pętlę pieszo – Leśniczówka, Groty, Bunkier, Szczelina Lechicka, jezioro Kocenko i powrót drugą stroną jeziora Lubygość.
Na trasie sporo podjazdów, miejscami błotniście i mokro, drogi przeróżne – od bruku, poprzez piach, błoto, zarośnięte single, po małe odcinki asfaltowe. Ale warto, bo przyroda zrekompensuje Wam te małe niedogodności. No i w sumie odległość też nie była jakaś wielka.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.16 – Urodzinowe dreptanie

Z Gdyni Orłowa do Sopotu Kamiennego Potoku

Kilometraż trasy:
SKM Gdynia Orłowo (0,0)-Ruiny dalmierza artyleryjskiego (1,4)-Wieża widokowa w Kolibkach (2,0)-Malinogród (3,0)-Ruiny Strażnicy Granicznej (4,0)-Stara strzelnica (5,1)-Kapliczka (6,4)-SKM Sopot Kamienny Potok (7,2)

W ramach programu Wyciągania młodzieży z domu zainicjowaliśmy kolejną wycieczkę w miejsca nieodległe, ale też nieznane. Miało być krótko i niezbyt trudno. OK, według życzenia.

Wybraliśmy więc trasę z Gdyni do Sopotu z uwzględnieniem bezproblemowego dostępu do komunikacji. Rozpoczynamy na przystanku SKM Gdynia Orłowo tuż przy CH Klif. Mijamy go z tyłu i tuż za nim skręcamy w drogę pod torami prowadzącą raczej w mało znaną gdynianom część naszego miasta. Tu łapiemy żółty szlak pieszy, które chwilę nam potowarzyszy.
Choć jesteśmy nadal w 200 tysięcznym mieście, tu jest klimat jak z małego miasteczka lub większej wsi. Zabudowa domków, sporo stadnin, RODOSy… inny świat.

Zaraz za historycznymi Zakładami Odzieżowymi Wybrzeże powinniśmy skręcić szlakiem do lasu otaczającego Gdynię, ale niestety rewitalizacja dróg odcięła nam wytyczony szlak i trzeba było odszukać jego przebieg. Tu kłania się praca dla PTTK czy innej organizacji do prześledzenia i wytyczenia nowego przebiegu szlaku. W końcu udaje się, wspinamy się na czoło wzgórza i przez najbliższy czas będziemy brudzić buty w niezbyt przyjaznej drodze. Choć nam nie przeszkadza, to od razu uprzedzamy, lepiej mieć dobre obuwie z porządnym bieżnikiem. Sprawcami są quady, crossy i inne pojazdy terenowe, gdyż w pobliżu jest znany chyba wszystkim mieszkańcom Trójmiasta Adventure Park. Jest tu rozległy teren, profesjonalnie przygotowany do realizacji najróżniejszych aktywności i sportów, co daje duży wybór atrakcji. Miejsce jak najbardziej potrzebne, szkoda tylko, że przecinamy sobie drogę.
Tuż zaraz docieramy do pierwszego Adventurowego miejsca. Ni to wioska indiańska, może miejsce survivalowe, ma też coś z Parku Linowego. Nie wiemy.

Ruszamy dalej naszym szlakiem. Jeszcze kawałek pod górkę i docieramy do ruin artyleryjskiego dalmierza-schronu dowodzenia. Jak możemy przeczytać na stronie fortyfikacje.pl

„Na szczycie górującego nad okolicą wzgórza 84,4m zostało wybudowane przez Niemców stanowisko obrony przeciwlotniczej. Pod względem liczby armat – była to jedna z większych jednostek na Pomorzu. Bateria składała się z :

  • 4 dział 10,5 cm „Sperrbatterie”
  • 2 dział 10,5 cm „Flakbatterie”
  • 2 dział 12,8 cm
  • stanowiska dalmierza

W okolicy znajdowały się dwa ziemne schrony amunicyjne. Na ulicy Spółdzielczej zachowały się dwa drewniane baraki oraz dwa betonowe budynki, które niegdyś stanowiły część koszar baterii.
Prawdopodobnie co najmniej jedno stanowisko baterii zostało pochłonięte przez żwirownie działającą w latach 60-tych na terenie obecnego toru motocrosowego.
Bateria została umieszczona w bardzo dogodnym terenie, ponieważ z tego miejsca można było zabezpieczać zarówno Gdańsk jak i południowe dzielnice Gdyni. W przypadku pojawienia się w Zatoce Gdańskiej obcych okrętów, można było z tego stanowiska bezpośrednio ostrzeliwać wrogie statki. Bateria spełniała również ważne zadanie osłony od południa portu gdyńskiego przed nalotami. Stanowisko dalmierza zbudowane na podstawie podobnego planu co bateria ogniowa w Łężycach, jednak w Kolibkach zachowała się w znacznie lepszym stanie, gdyż nie brała ona udziału w bezpośrednich walkach frontowych tak jak to miało miejsce w Łężycach.”

Więc połączyliśmy miłe spędzenie czasu z nutką historii naszego miasta.

Byłbym zapomniał. Dziś towarzyszy nam kolejny raz pies-sprężyna „Gacek”. Niezmordowany uczestnik części naszych wycieczek (oczywiście jak pańcia ma czas, bo chęci ma zawsze). Dziś w ramach walki z nudą zwiedzał każdą kałużę, w której musiał się zanurzyć. Nawet nie zdaje sobie sprawy jakie go czeka szorowanie po powrocie.

Zaraz za bunkrem docieramy do widocznej już dla naszych oczu wieży widokowej Kolibki (oczywiście, to nie jedyna droga do wieży!), która była najważniejszym punktem wyprawy. 50 metrowa wieża otwarta została we wrześniu 2017 roku, a znajdujący się na nim taras widokowy jest dostępny w okresie od 1 kwietnia do 31 października, w godzinach od 8 do 18 przy dobrych warunkach pogodowych. Wstęp na nią jest bezpłatny (jak na górze Donas na drugim krańcu Gdyni). Taras znajduje się na wysokości 28 metrów – prowadzi do niego około 150 schodków ułożonych w spiralę, a powyżej zainstalowane są nadajniki telefonii komórkowej. Rozciąga się stąd m.in. widok na Trójmiasto, Trójmiejski Park Krajobrazowy oraz Zatokę Gdańską. Przy dobrej pogodzie Półwysep Helski tez będzie widoczny. Uwaga – widoki potrafią „zawrócić w głowie”!

Zostawiamy wspaniałe widoki, duże ilości spacerowiczów i drepczemy dalej. Jeszcze kierunek Gdynia i jej zachodnie dzielnice, ale zaraz odbijemy na Sopot.
Następnym ciekawym punktem do którego dotrzemy jest Malinogród, czyli plantacja malin, jeżyn, czarnej porzeczki i borówki (w tym roku też ma byc jakaś niespodzianka) oraz sklepik zaufania. Jest on położona na najwyższym wzniesieniu Orłowa – Gołębia Góra. Jeden z pierwszych, a może nawet pierwszy sklep zaufania w Gdyni. Zaufania, które jak pokazało życie czasami było nadwyrężone, bo zdarzały się kradzieże i wandalizm (choć ostatnimi czasy nie słychać o takich występkach). Fantastyczne miejsce zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Oprócz całorocznej możliwości samozakupu przeróżnych owocowych przetworów (płatność wg wywieszonego cennika, metodą przelewu, BLIK czy gotówką), a w sezonie letnim jest jeszcze możliwość samozbioru świeżych owoców. Informacje na bieżąco są podawane na profilu FB Malinogrodu. Polecamy serdecznie! My robimy przy okazji chwile przerwy. Kanapki w ruch, świeży owocowy sok do popicia, a na deser czekoladki urodzinowe, bo przecież to spacer w ramach urodzin jednej z naszych uczestniczek.

Po nabraniu sił lecimy dalej. W zasadzie większych atrakcji już nie będzie, ale budząca się do życia przyroda jest równie interesująca co obiekty stałe. Tę trasę koniecznie trzeba przejść też jesienią. Jeszcze chwilę drepczemy wzdłuż granic Gdyni i zaraz przy Bernadowie schodzimy w kierunku Sopotu. Mijamy stare ruiny Strażnicy Granicznej, a teraz stajnie stadniny Bernadowo, Rezerwat „Łęg na Sweliną”, który odwiedziliśmy przy okazji trasy Sopockim Szlakiem Lisów i kawałek dalej docieramy do starej strzelnicy leśnej.

„Strzelnica na Kolbkach została zbudowana w 1938 r. dla Morskiego Pułku Strzelców z powodu przygotowań do wojny. W okresie PRL wykorzystywana były przez Ludowe Wojsko Polskie – czasem inne służby, jak Milicja Obywatelska – i w latach 90 XX w. porzucona została porzucona. Strzelnicę ze zgliszczy podniósł sopocki przedsiębiorca, miłośnik broni palnej, wyborowy strzelec – Patryk Kalski. Obecnie w historycznym miejscu prowadzi ośrodek szkoleniowy, w którym uczy chętnych obsługi i korzystania z broni. Ośrodek odwiedzają nie tylko młodzi pasjonaci broni, ale też Wojska Obrony Terytorialnej, a czasem nawet wpływowi politycy.” (źródło: strona Gdańsk Nasze Miasto).

Ostatnimi czasy miejsc to jest przedmiotem sporu pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem. Oczywiście chodzi o hałas jaką generują wystrzały z broni.

Na końcu Rezerwatu, przy wejściu już w zabudowania Sopotu mijamy Staw Mazowiecki (opanowanym przez liczną rodzinę bobrów) i na chwilę zanurzamy się jeszcze w las. Na niewielkim wzgórzu z przepięknym widokiem na wspomniany staw. Odwiedzamy tu „patriotyczno-religijne” miejsce. Ktoś z nieznanego powodu powiesił na drzewie plastikową mini kapliczkę, ozdobił miejsce barwami narodowymi, świętymi obrazkami, ba jest nawet klęcznik! Zastanawiające miejsce.
My robimy grupowe zdjęcie uczestników i niespiesznie docieramy do końca naszej krótkiej, ale wbrew pozorom urokliwej wycieczki. Niedługa, obfitująca w wrażenia. Z plotek wiem, że młodzieży się podobało, a to najważniejsze, bo taka była idea wędrówki/spaceru.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.10 – Wielkanocne Kartuzy

Wokół jezior Klasztornych – Dużego i Małego

Kilometraż trasy:
Parking przy Kolegiacie (0,0)-Przesmyk pomiędzy jeziorami (1,2)-Prokowo (2,9)-Odpływ jeziora (4,2)-Deptak przy jeziorze Klasztornym Małym (6,3)-Park Teodora Elasa (7,1)-Park Maryjny (7,5)-Rynek (8,0)-Park Solidarności (9,1)-Parking przy Kolegiacie (9,8)

Choć święta sprzyjają siedzeniu w gronie rodziny i przyjaciół, objadaniem się specjalnie przygotowanymi potrawami, to niestety nie sprzyjają zdrowiu. Dlatego korzystając z wolnego czasu, pięknej pogody i dbając o zdrowie ruszyliśmy na krótki spacer.

Chcąc ominąć znane już nam ścieżki i miejsca wybraliśmy kilka miejsc do spędzenia czasu na świeżym powietrzu, a decyzje podjęli najmłodsi w naszym gronie. Wybór padł na Kartuzy i spacer wokół jezior Klasztornych – Dużego i Małego.

Dojechaliśmy na miejsce samochodem i zaparkowaliśmy na sporym parkingu przy parku im. Towarzystwa Przyjaciół Kartuz, tuż obok kartuskiej Kolegiaty i prawie nad samym brzegiem jeziora Klasztornego Małego. Z parkowaniem nie będzie najmniejszego problemu, bo co rusz jest jakiś parking, a odległości też nie są jakieś wielkie. Alternatywnie można zatrzymać się na parkingu leśnym zlokalizowanym pomiędzy jeziorami Klasztornymi przy ul. Majkowskiego i tam rozpocząć/skończyć wędrówkę.

Kartuzy przywitały nas pięknym, prawie bezchmurnym niebem, optymalną temperaturą i świąteczną atmosferą. Otoczenie kartuskiej Kolegiaty idealnie zostało przygotowane na święta. Akcenty wielkanocne i przepięknie rozpoczynająca się wiosna dodały uroku temu miejscu. Oprócz zrobienia sobie świątecznego zdjęcia w „przebraniu” zająca można tu też podziwiać piękne rzeźby-domki, które wykonała w ramach projektu „Kartuzy w drzewie zapisane” pani Irena Brzeska – rzeźbiarka i lalkarka. Przepiękna inicjatywa mająca na celu promocję lokalnej sztuki oraz historii.

My zaś ruszamy ścieżką spacerową z dopuszczonym ruchem rowerów – tzw. „Aleją Filozofów” w nasz zaplanowany spacer. Wiedzie ona lewą stroną jeziora Klasztornego Małego, aż do wspomnianego parkingu.
Z tej strony oprócz wędrówki wśród przepięknych okolicznościach przyrody skorzystacie z placu zabaw, siłowni pod chmurką, zagracie w szachy, możecie też odpocząć na przydrożnych ławeczkach lub pod wiatą na Łabędziej Wyspie, czy też podziwiać Kolegiatę i Kartuzy z pomostów przy jeziorze. Przepiękne, odnowione miejsce na rodzinne spędzanie czasu, którego zazdrościmy (ale tak troszkę tylko) kartuzanom.

Po minięciu tej strony jeziora Klasztornego Małego przy parkingu przecinamy ul. Majkowskiego, chwilę drepczemy wzdłuż ulicy i na prawo schodzimy na zarośnięty singiel czasami oznaczony jako czerwony szlak pieszy (choć mapy, które posiadamy nie pokazują go nam). Tu już nie będzie tak łatwo i gładko jak na alejce, ale lubimy klimaty małej dziczy i prawie nie naruszonej natury, więc nam bardzo pasuje. Idziemy wzdłuż jeziora Klasztornego Dużego czasami nad samym jej brzegiem, czasami w lekkim oddaleniu. Ścieżka jest w różnym stanie – czasami wydeptana, czasami zasypana jesiennymi liściami, ale nie sprawia nam problemu jej odnalezienie. Niestety ktoś, kto planuje przejechać rowerem taką trasę, to od razu zalecamy pokonanie jej od parkingu do Prokowa jezdnią (ok. 1,2 km). Ten odcinek jest zupełnie odmienny od poprzedniego. Oprócz wymalowanych znaków turystycznych czy pomostu dla wędkarzy nie było tu ingerencji człowieka w naturę. Nic nie zostało przygotowane pod spacerowiczów czy rowerzystów. Czysta natura. Osobiście uważamy, że wystarczyłoby odkrzaczyć ten odcinek, może też minimalnie wyrównać czy zagęścić podłoże i pętla wokół jezior byłaby w 100% dostępna dla wszystkich.

Docieramy na koniec jeziora Klasztornego Dużego, wychodzimy z dziczy. Niestety ze względu na niedostępność tej części jeziora, kawałek drogi przemierzamy przez wsie Prokowo i Grzybno. Ruch samochodowy praktycznie zerowy, psów wolno biegających też nie uświadczyliśmy, więc jest bardzo dobrze. Spotkaliśmy za to świątecznych spacerowiczów, którzy też już mieli dość siedzenia za stołem i przy TV. Na chwilę obecną jest tu jeszcze bardzo sielsko, ale nie da się ukryć, że w przeciągu kilkunastu lat będzie tu już gęstsza zabudowa jednorodzinna, co widać po powstających nowych budynkach.

Po dotarciu na zachodnią część jeziora mijamy po lewej stronie oczyszczalnię ścieków i przechodzimy nad Klasztorną Strugą, która jest odpływem jeziora. Kolejną część drogi można pokonać drogą asfaltową, która jest dojazdem do oczyszczalni, a można zejść z powrotem do lasu i kontynuować ją brzegiem jeziora. My oczywiście wybraliśmy opcję nr 2. Zrobiliśmy też małą pauzę na cyplu połączoną ze śniadaniem i po krótkim odpoczynku powędrowaliśmy dalej. Widoki nie odbiegają od poprzednich, droga wiedzie lasem, ścieżka jest dobrze widoczna, słońce mocno grzeje. Same plusy.

Na samej końcówce znów trzeba ratować się wyjściem z lasu, bo brakuje dosłownie 300 m żeby zamknąć jezioro Duże. Wkraczamy więc do miasta i po przejściu kilkuset metrów wchodzimy na zrewitalizowaną alejkę z drugiej strony jeziora Klasztornego Małego. Równie ładna co jej siostra z naprzeciwka, choć bez dodatkowych atrakcji.

Tu kończymy przygodę z jeziorami, choć chętni mogą po odwiedzeniu Rynku udać się nad jezioro Karczemne, które też można obejść, a przy jej zachodniej części wybudowano promenadę Asesorów.

Jako, że odległości w małych miejscowościach pomiędzy punktami są symboliczne już za chwilę jesteśmy na Rynku miasta. Docieramy do niego przez Park Solidarności i Park Maryjny, w którym stoi obecni figura Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej, a z tabliczki informacyjnej dowiemy się, że dzieje figury były dość burzliwe.

Na pięknie zrewitalizowany Rynek wkraczamy deptakiem od strony parku. A na dzień dobry zachęceni długą kolejką do rzemieślniczych lodów stoimy dłuższą chwilę, aby spróbować czy smakują inaczej niż trójmiejskie.

Spacer wśród kamienic i zabudowań Kartuz będzie na pewno przebiegał przez kartuski rynek z dominującym budynkiem kościoła św. Kazimierza z roku 1887 (dawna świątynia luterańska). To typowy na Pomorzu obiekt, wybudowany w stylu pseudogotyckim. Sam Rynek został w ostatnich latach (2017) pięknie zrewitalizowany. Ustawiono drewniane ławki, pergole, latarnie, donice i wykonano nowe nasadzenia drzew, krzewów i kwiatów. Ku uciesze dzieci na rynku działa w letnim okresie fontanna. Odnowiono kamienice, wymieniono i przebudowano płytę Rynku. Zabrakło nam jednak starej zieleni, a na nową przyjdzie poczekać jeszcze kilkanaście lat. Nie mniej jednak jest to atrakcyjne miejsce, które warto zobaczyć.

Z Rynku wracamy już w kierunku parkingu. W planach jest jeszcze zobaczenie Kolegiaty, która na nasze nieszczęście została już zamknięta! Cóż pozostaje nam tylko podziwiać ją z zewnątrz.

Kolegiata została  zbudowana w XIV wieku  i stanowi razem z refektarzem i eremem (podobno jedynym w Polsce) zespół klasztorny zakonu kartuzów. Najcenniejsze zabytki we wnętrzu kościoła to m.in. gotycki ołtarz (znajduje się w bocznej kaplicy, tzw. Złotej), renesansowy ołtarz główny. Nie sposób nie zwrócić uwagi na wyjątkowo piękne, bogato rzeźbione stalle, w których – jak należy sądzić siadali mnisi. Na uwagę zasługuje również złocony kurdyban na ścianach prezbiterium i obrazy świętych. No i oczywiście słynne „memento mori” i trupia czaszka – widnieją one na zegarze słonecznym. O śmierci przypomina również inny zegar, zawieszony na balustradzie kościelnego chóru; wahadło przedstawia anioła śmierci z kosą. Jednak najbardziej charakterystyczną cechą tej świątyni jest dach w kształcie wieka trumny, który – wraz z dewizą „memento mori”, miał przypominać mnichom o nieuchronności śmierci. (źródło: magazynkaszuby.pl dostęp: 15.04.2023)

Podsumowując – Kartuzy zdecydowanie warto odwiedzić i piesza wycieczka, a nie rowerowa będzie właściwszym wyborem. Ten dzień był za krótki na zobaczenie wszystkiego. Do tego był to dzień świąteczny więc część atrakcji była niedostępna. A przecież oprócz najbardziej znanej Kolegiaty z Eremem można zwiedzić Muzeum Kaszubskie czy Galerię Refektarz. Dobrze, że Rynek, Aleja Filozofów, Promenada czy Gaj Świętopełka są dostępne cały rok, a to wystarczy żeby odpocząć i nasycić zmysły, szczególnie, że pogoda dopisała na szóstkę.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.03.02 – Gdańsk Oliwa SKM-Gdańsk Oliwa SKM

W poszukiwaniu źródła Potoku Oliwskiego

Kilometraż trasy:
Gdańsk Oliwa SKM (0,0)-Wejście do lasu (1,5)-Dwór Oliwski (3,4)-Obwodnica Trójmiasta (7,7)-Źródło Potoku Oliwskiego (9,4)-Leśna kapliczka na drzewie (11,4)-Krzyż (14,4)-Leśna kapliczka (14,8)-Część leśnej drogi krzyżowej (15,5)-Wzgórze Trzech Panów (17,3)-Wyjście z lasu (18,6)-Gdańsk Oliwa SKM (19,9)

Zainspirowani pieszą wędrówką Krzyśka z GR3miasto, po dokonaniu małych zmian w trasie wyskoczyliśmy z Gdyni do Gdańska naocznie sprawdzić gdzie ów potok ma swoje źródło.

Na początek króciutkie info. Potok Oliwski ma swoje źródła w leśnych ostępach, w okolicach XV wiecznej osady Matarnia – tak podają informacje o początku potoku stare źródła historyczne. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że Potok Oliwski zaczyna się na terenach Rodzinnych Ogródków Działkowych „Komunalnik” na osiedlu w Złotej Karczmie w dzielnicy Gdańska Matarnia.

Płynie on pomiędzy wzgórzami tworząc liczne stawy i rozlewiska. Ze względu na swój krótki dystans około 10 km (9,57 km) oraz duży spadek terenu potok wraz ze swoimi dopływami nabiera górskiego charakteru. Źródło znajduje się na wysokości ok 140 m n.p.m., a ujście w Zatoce Gdańskiej jakby inaczej na wysokości 0 m n.p.m.

A my tymczasem startujemy z naszą wędrówką.

Zaczynamy jak zwykle w okolicach dostępnych środków komunikacji, a dokładnie na stacji SKM Gdańsk Oliwa. Stąd mamy przysłowiowy rzut beretem do wejścia do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, który będzie nam towarzyszył przez prawie cały czas. Początek i koniec wędrówki przemierzyliśmy zrewitalizowanymi uliczkami starej Oliwy, która z roku na rok odzyskuje swoją świetność. Koniecznie musimy odwiedzić Oliwę letnią porą, bo zapowiada się jeszcze piękniejsza.

Na końcu ul. Leśnej wkraczamy na obrzeża TPK i jego brzegiem zmierzamy w kierunku Drogi Marty, z której zaraz za ogródkami działkowymi zejdziemy na Szwedzką Groblę, a przy kamiennym kręgu (drogowskazie) tym razem pójdziemy już w dół Drogą Schwabego. W ten sposób docieramy do Dworu Oliwskiego, który usytuowany został nad Potokiem Oliwskim, na styku Doliny Radości i Doliny Zgniłych Mostów, w miejscu zwanym historycznie Doliną Schwabego.

Według zachowanych źródeł historycznych dwór wraz z przylegającym sadem, ogrodem i młynem istniał w obecnym miejscu już pod koniec XVI w. (pierwsza wzmianka datowana jest na 1597 r.). Ziemie, na których znajdowała się posiadłość oraz budynki samego dworu stanowiły naówczas własność klasztoru cystersów oliwskich. Dziś znajduje się tu 5* hotel Oliwska Dolina z przepięknym parkiem.

Wspinamy się na grzbiet morenowych wzgórz i wzdłuż Doliny Radości, przez Górę Szwabego i Wzgórze Eli obieramy kierunek na Łąkę Żebraków. Kierujemy się do Drogi Kazimierza Jagiellończyka (Obwodnica Trójmiasta S6) wzdłuż Potoku Bernarda, który wpada w późniejszym biegu do Potoku Oliwskiego.

I tu odkryliśmy „pierwsze” źródło, które okazało się zwykłym ciekiem wód opadowych odprowadzanych z Obwodnicy. Kawałek dalej trafiliśmy jak nam się wydawało na właściwe źródło Potoku Oliwskiego, czyli już „drugie”, który jednak był Potokiem Bernarda. Nie dawało nam to jednak spokoju, bo topografia terenu nie zgadzała się z naszą pamięcią (jak wspomniałem właściwy potok ma swoje źródło na ogródkach działkowych), więc dopiero teraz szybki rzut oka w nawigację i… Potok Oliwski i jego źródło „trzecie” właściwe czeka nas za ok. 300m.

Ten trzeci to już naprawdę ten właściwy potok. Niestety czekał nas mały zawód, bo nie udało nam się dotknąć prawdziwego początku, który niestety jest za Obwodnicą, a przejście dużymi przepustami pod nią zagradzają zakratowane wejścia. Nie chcieliśmy robić siłowego wtargnięcia (widać, że można i ktoś to robił) więc zadowoliliśmy się tym co zastaliśmy. Wspólnie ustaliliśmy, że źródło odnalezione i tego się trzymamy. Na miejscu obowiązkowa sesja foto i śmigamy w drogę powrotną.

Powrót wbrew pozorom powrót nie był z górki, a tak nam się wydawało, że będzie, bo sporo zrobiliśmy podejść w pierwszej części wędrówki.

Przeszliśmy przez potok w Dolinie Bobrów i leśnymi duktami doszliśmy ponownie do Szwedzkiej Grobli, która ma swój początek/koniec na Matarni. Dalej zaliczyliśmy krótki odcinek Huzarskich Manowców i Lipnickiej Drogi, którą docieramy do początku Doliny Henrietty (Samborowo). Tu przy krzyżu postawionym w hołdzie pomordowanym stoczniowcom odbijamy troszkę w dłuższy i trudniejszy odcinek (górki), żeby zobaczyć leśną kapliczkę w Dolinie Reinkego. Tuż za kapliczką zaliczamy strome podejście, którego nie powstydziłyby się nasze polskie góry i po wspięciu się na szczyt od razu schodzimy równie stromym zboczem w dół dochodząc tym razem na koniec Doliny Henrietty.

Tu odkrywamy nieznaną nam z żadnych źródeł leśną Drogę Krzyżową. Poszczególne stacje oddalone są od siebie po kilkaset metrów. My odkryliśmy II (krzyż upamiętniający twórcę Drogi Krzyżowej Franciszka Miszewskiego), III, IV i V stację. Niestety dalsza część naszego szlaku za V stacją skręcała w inna stronę, więc przeszliśmy tylko jej część. Niestety nigdzie nie znalazłem informacji gdzie Droga Krzyżowa zaczyna się i kończy.

Do Oliwy docieramy Drogą Prezydencką, Charlotty i Elfów. Wyjście z TPK zaliczamy dokładnie w tym samym miejscu, w którym weszliśmy na początku. Odwiedzamy kolejne urokliwe uliczki Starej Oliwy i zmęczeni, ale szczęśliwi pakujemy się do SKMki i wracamy do naszej Gdyni.

Podsumowując: przepiękne tereny, ciekawostki na trasie, bogata historia tego rejonu. Każdy kto ma ochotę w przepięknych okolicznościach przyrody pomęczyć nogi, bo nie ukrywamy, że jest trochę podejść, gorąco polecamy taką trasę. Można ją zmodyfikować praktycznie pod każde buty i potrzeby, bo niezliczona ilość dróg i ścieżek, które przecinają Lasy Oliwskie daje nieograniczone możliwość.

To na pewno nie jest nasza ostatnia wizyta w tych lasach, bo już rodzą się kolejne tematyczne pomysły.

Ślad pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na trasie.