2023.04.16 – Urodzinowe dreptanie

Z Gdyni Orłowa do Sopotu Kamiennego Potoku

Kilometraż trasy:
SKM Gdynia Orłowo (0,0)-Ruiny dalmierza artyleryjskiego (1,4)-Wieża widokowa w Kolibkach (2,0)-Malinogród (3,0)-Ruiny Strażnicy Granicznej (4,0)-Stara strzelnica (5,1)-Kapliczka (6,4)-SKM Sopot Kamienny Potok (7,2)

W ramach programu Wyciągania młodzieży z domu zainicjowaliśmy kolejną wycieczkę w miejsca nieodległe, ale też nieznane. Miało być krótko i niezbyt trudno. OK, według życzenia.

Wybraliśmy więc trasę z Gdyni do Sopotu z uwzględnieniem bezproblemowego dostępu do komunikacji. Rozpoczynamy na przystanku SKM Gdynia Orłowo tuż przy CH Klif. Mijamy go z tyłu i tuż za nim skręcamy w drogę pod torami prowadzącą raczej w mało znaną gdynianom część naszego miasta. Tu łapiemy żółty szlak pieszy, które chwilę nam potowarzyszy.
Choć jesteśmy nadal w 200 tysięcznym mieście, tu jest klimat jak z małego miasteczka lub większej wsi. Zabudowa domków, sporo stadnin, RODOSy… inny świat.

Zaraz za historycznymi Zakładami Odzieżowymi Wybrzeże powinniśmy skręcić szlakiem do lasu otaczającego Gdynię, ale niestety rewitalizacja dróg odcięła nam wytyczony szlak i trzeba było odszukać jego przebieg. Tu kłania się praca dla PTTK czy innej organizacji do prześledzenia i wytyczenia nowego przebiegu szlaku. W końcu udaje się, wspinamy się na czoło wzgórza i przez najbliższy czas będziemy brudzić buty w niezbyt przyjaznej drodze. Choć nam nie przeszkadza, to od razu uprzedzamy, lepiej mieć dobre obuwie z porządnym bieżnikiem. Sprawcami są quady, crossy i inne pojazdy terenowe, gdyż w pobliżu jest znany chyba wszystkim mieszkańcom Trójmiasta Adventure Park. Jest tu rozległy teren, profesjonalnie przygotowany do realizacji najróżniejszych aktywności i sportów, co daje duży wybór atrakcji. Miejsce jak najbardziej potrzebne, szkoda tylko, że przecinamy sobie drogę.
Tuż zaraz docieramy do pierwszego Adventurowego miejsca. Ni to wioska indiańska, może miejsce survivalowe, ma też coś z Parku Linowego. Nie wiemy.

Ruszamy dalej naszym szlakiem. Jeszcze kawałek pod górkę i docieramy do ruin artyleryjskiego dalmierza-schronu dowodzenia. Jak możemy przeczytać na stronie fortyfikacje.pl

„Na szczycie górującego nad okolicą wzgórza 84,4m zostało wybudowane przez Niemców stanowisko obrony przeciwlotniczej. Pod względem liczby armat – była to jedna z większych jednostek na Pomorzu. Bateria składała się z :

  • 4 dział 10,5 cm „Sperrbatterie”
  • 2 dział 10,5 cm „Flakbatterie”
  • 2 dział 12,8 cm
  • stanowiska dalmierza

W okolicy znajdowały się dwa ziemne schrony amunicyjne. Na ulicy Spółdzielczej zachowały się dwa drewniane baraki oraz dwa betonowe budynki, które niegdyś stanowiły część koszar baterii.
Prawdopodobnie co najmniej jedno stanowisko baterii zostało pochłonięte przez żwirownie działającą w latach 60-tych na terenie obecnego toru motocrosowego.
Bateria została umieszczona w bardzo dogodnym terenie, ponieważ z tego miejsca można było zabezpieczać zarówno Gdańsk jak i południowe dzielnice Gdyni. W przypadku pojawienia się w Zatoce Gdańskiej obcych okrętów, można było z tego stanowiska bezpośrednio ostrzeliwać wrogie statki. Bateria spełniała również ważne zadanie osłony od południa portu gdyńskiego przed nalotami. Stanowisko dalmierza zbudowane na podstawie podobnego planu co bateria ogniowa w Łężycach, jednak w Kolibkach zachowała się w znacznie lepszym stanie, gdyż nie brała ona udziału w bezpośrednich walkach frontowych tak jak to miało miejsce w Łężycach.”

Więc połączyliśmy miłe spędzenie czasu z nutką historii naszego miasta.

Byłbym zapomniał. Dziś towarzyszy nam kolejny raz pies-sprężyna „Gacek”. Niezmordowany uczestnik części naszych wycieczek (oczywiście jak pańcia ma czas, bo chęci ma zawsze). Dziś w ramach walki z nudą zwiedzał każdą kałużę, w której musiał się zanurzyć. Nawet nie zdaje sobie sprawy jakie go czeka szorowanie po powrocie.

Zaraz za bunkrem docieramy do widocznej już dla naszych oczu wieży widokowej Kolibki (oczywiście, to nie jedyna droga do wieży!), która była najważniejszym punktem wyprawy. 50 metrowa wieża otwarta została we wrześniu 2017 roku, a znajdujący się na nim taras widokowy jest dostępny w okresie od 1 kwietnia do 31 października, w godzinach od 8 do 18 przy dobrych warunkach pogodowych. Wstęp na nią jest bezpłatny (jak na górze Donas na drugim krańcu Gdyni). Taras znajduje się na wysokości 28 metrów – prowadzi do niego około 150 schodków ułożonych w spiralę, a powyżej zainstalowane są nadajniki telefonii komórkowej. Rozciąga się stąd m.in. widok na Trójmiasto, Trójmiejski Park Krajobrazowy oraz Zatokę Gdańską. Przy dobrej pogodzie Półwysep Helski tez będzie widoczny. Uwaga – widoki potrafią „zawrócić w głowie”!

Zostawiamy wspaniałe widoki, duże ilości spacerowiczów i drepczemy dalej. Jeszcze kierunek Gdynia i jej zachodnie dzielnice, ale zaraz odbijemy na Sopot.
Następnym ciekawym punktem do którego dotrzemy jest Malinogród, czyli plantacja malin, jeżyn, czarnej porzeczki i borówki (w tym roku też ma byc jakaś niespodzianka) oraz sklepik zaufania. Jest on położona na najwyższym wzniesieniu Orłowa – Gołębia Góra. Jeden z pierwszych, a może nawet pierwszy sklep zaufania w Gdyni. Zaufania, które jak pokazało życie czasami było nadwyrężone, bo zdarzały się kradzieże i wandalizm (choć ostatnimi czasy nie słychać o takich występkach). Fantastyczne miejsce zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Oprócz całorocznej możliwości samozakupu przeróżnych owocowych przetworów (płatność wg wywieszonego cennika, metodą przelewu, BLIK czy gotówką), a w sezonie letnim jest jeszcze możliwość samozbioru świeżych owoców. Informacje na bieżąco są podawane na profilu FB Malinogrodu. Polecamy serdecznie! My robimy przy okazji chwile przerwy. Kanapki w ruch, świeży owocowy sok do popicia, a na deser czekoladki urodzinowe, bo przecież to spacer w ramach urodzin jednej z naszych uczestniczek.

Po nabraniu sił lecimy dalej. W zasadzie większych atrakcji już nie będzie, ale budząca się do życia przyroda jest równie interesująca co obiekty stałe. Tę trasę koniecznie trzeba przejść też jesienią. Jeszcze chwilę drepczemy wzdłuż granic Gdyni i zaraz przy Bernadowie schodzimy w kierunku Sopotu. Mijamy stare ruiny Strażnicy Granicznej, a teraz stajnie stadniny Bernadowo, Rezerwat „Łęg na Sweliną”, który odwiedziliśmy przy okazji trasy Sopockim Szlakiem Lisów i kawałek dalej docieramy do starej strzelnicy leśnej.

„Strzelnica na Kolbkach została zbudowana w 1938 r. dla Morskiego Pułku Strzelców z powodu przygotowań do wojny. W okresie PRL wykorzystywana były przez Ludowe Wojsko Polskie – czasem inne służby, jak Milicja Obywatelska – i w latach 90 XX w. porzucona została porzucona. Strzelnicę ze zgliszczy podniósł sopocki przedsiębiorca, miłośnik broni palnej, wyborowy strzelec – Patryk Kalski. Obecnie w historycznym miejscu prowadzi ośrodek szkoleniowy, w którym uczy chętnych obsługi i korzystania z broni. Ośrodek odwiedzają nie tylko młodzi pasjonaci broni, ale też Wojska Obrony Terytorialnej, a czasem nawet wpływowi politycy.” (źródło: strona Gdańsk Nasze Miasto).

Ostatnimi czasy miejsc to jest przedmiotem sporu pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem. Oczywiście chodzi o hałas jaką generują wystrzały z broni.

Na końcu Rezerwatu, przy wejściu już w zabudowania Sopotu mijamy Staw Mazowiecki (opanowanym przez liczną rodzinę bobrów) i na chwilę zanurzamy się jeszcze w las. Na niewielkim wzgórzu z przepięknym widokiem na wspomniany staw. Odwiedzamy tu „patriotyczno-religijne” miejsce. Ktoś z nieznanego powodu powiesił na drzewie plastikową mini kapliczkę, ozdobił miejsce barwami narodowymi, świętymi obrazkami, ba jest nawet klęcznik! Zastanawiające miejsce.
My robimy grupowe zdjęcie uczestników i niespiesznie docieramy do końca naszej krótkiej, ale wbrew pozorom urokliwej wycieczki. Niedługa, obfitująca w wrażenia. Z plotek wiem, że młodzieży się podobało, a to najważniejsze, bo taka była idea wędrówki/spaceru.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.04.10 – Wielkanocne Kartuzy

Wokół jezior Klasztornych – Dużego i Małego

Kilometraż trasy:
Parking przy Kolegiacie (0,0)-Przesmyk pomiędzy jeziorami (1,2)-Prokowo (2,9)-Odpływ jeziora (4,2)-Deptak przy jeziorze Klasztornym Małym (6,3)-Park Teodora Elasa (7,1)-Park Maryjny (7,5)-Rynek (8,0)-Park Solidarności (9,1)-Parking przy Kolegiacie (9,8)

Choć święta sprzyjają siedzeniu w gronie rodziny i przyjaciół, objadaniem się specjalnie przygotowanymi potrawami, to niestety nie sprzyjają zdrowiu. Dlatego korzystając z wolnego czasu, pięknej pogody i dbając o zdrowie ruszyliśmy na krótki spacer.

Chcąc ominąć znane już nam ścieżki i miejsca wybraliśmy kilka miejsc do spędzenia czasu na świeżym powietrzu, a decyzje podjęli najmłodsi w naszym gronie. Wybór padł na Kartuzy i spacer wokół jezior Klasztornych – Dużego i Małego.

Dojechaliśmy na miejsce samochodem i zaparkowaliśmy na sporym parkingu przy parku im. Towarzystwa Przyjaciół Kartuz, tuż obok kartuskiej Kolegiaty i prawie nad samym brzegiem jeziora Klasztornego Małego. Z parkowaniem nie będzie najmniejszego problemu, bo co rusz jest jakiś parking, a odległości też nie są jakieś wielkie. Alternatywnie można zatrzymać się na parkingu leśnym zlokalizowanym pomiędzy jeziorami Klasztornymi przy ul. Majkowskiego i tam rozpocząć/skończyć wędrówkę.

Kartuzy przywitały nas pięknym, prawie bezchmurnym niebem, optymalną temperaturą i świąteczną atmosferą. Otoczenie kartuskiej Kolegiaty idealnie zostało przygotowane na święta. Akcenty wielkanocne i przepięknie rozpoczynająca się wiosna dodały uroku temu miejscu. Oprócz zrobienia sobie świątecznego zdjęcia w „przebraniu” zająca można tu też podziwiać piękne rzeźby-domki, które wykonała w ramach projektu „Kartuzy w drzewie zapisane” pani Irena Brzeska – rzeźbiarka i lalkarka. Przepiękna inicjatywa mająca na celu promocję lokalnej sztuki oraz historii.

My zaś ruszamy ścieżką spacerową z dopuszczonym ruchem rowerów – tzw. „Aleją Filozofów” w nasz zaplanowany spacer. Wiedzie ona lewą stroną jeziora Klasztornego Małego, aż do wspomnianego parkingu.
Z tej strony oprócz wędrówki wśród przepięknych okolicznościach przyrody skorzystacie z placu zabaw, siłowni pod chmurką, zagracie w szachy, możecie też odpocząć na przydrożnych ławeczkach lub pod wiatą na Łabędziej Wyspie, czy też podziwiać Kolegiatę i Kartuzy z pomostów przy jeziorze. Przepiękne, odnowione miejsce na rodzinne spędzanie czasu, którego zazdrościmy (ale tak troszkę tylko) kartuzanom.

Po minięciu tej strony jeziora Klasztornego Małego przy parkingu przecinamy ul. Majkowskiego, chwilę drepczemy wzdłuż ulicy i na prawo schodzimy na zarośnięty singiel czasami oznaczony jako czerwony szlak pieszy (choć mapy, które posiadamy nie pokazują go nam). Tu już nie będzie tak łatwo i gładko jak na alejce, ale lubimy klimaty małej dziczy i prawie nie naruszonej natury, więc nam bardzo pasuje. Idziemy wzdłuż jeziora Klasztornego Dużego czasami nad samym jej brzegiem, czasami w lekkim oddaleniu. Ścieżka jest w różnym stanie – czasami wydeptana, czasami zasypana jesiennymi liściami, ale nie sprawia nam problemu jej odnalezienie. Niestety ktoś, kto planuje przejechać rowerem taką trasę, to od razu zalecamy pokonanie jej od parkingu do Prokowa jezdnią (ok. 1,2 km). Ten odcinek jest zupełnie odmienny od poprzedniego. Oprócz wymalowanych znaków turystycznych czy pomostu dla wędkarzy nie było tu ingerencji człowieka w naturę. Nic nie zostało przygotowane pod spacerowiczów czy rowerzystów. Czysta natura. Osobiście uważamy, że wystarczyłoby odkrzaczyć ten odcinek, może też minimalnie wyrównać czy zagęścić podłoże i pętla wokół jezior byłaby w 100% dostępna dla wszystkich.

Docieramy na koniec jeziora Klasztornego Dużego, wychodzimy z dziczy. Niestety ze względu na niedostępność tej części jeziora, kawałek drogi przemierzamy przez wsie Prokowo i Grzybno. Ruch samochodowy praktycznie zerowy, psów wolno biegających też nie uświadczyliśmy, więc jest bardzo dobrze. Spotkaliśmy za to świątecznych spacerowiczów, którzy też już mieli dość siedzenia za stołem i przy TV. Na chwilę obecną jest tu jeszcze bardzo sielsko, ale nie da się ukryć, że w przeciągu kilkunastu lat będzie tu już gęstsza zabudowa jednorodzinna, co widać po powstających nowych budynkach.

Po dotarciu na zachodnią część jeziora mijamy po lewej stronie oczyszczalnię ścieków i przechodzimy nad Klasztorną Strugą, która jest odpływem jeziora. Kolejną część drogi można pokonać drogą asfaltową, która jest dojazdem do oczyszczalni, a można zejść z powrotem do lasu i kontynuować ją brzegiem jeziora. My oczywiście wybraliśmy opcję nr 2. Zrobiliśmy też małą pauzę na cyplu połączoną ze śniadaniem i po krótkim odpoczynku powędrowaliśmy dalej. Widoki nie odbiegają od poprzednich, droga wiedzie lasem, ścieżka jest dobrze widoczna, słońce mocno grzeje. Same plusy.

Na samej końcówce znów trzeba ratować się wyjściem z lasu, bo brakuje dosłownie 300 m żeby zamknąć jezioro Duże. Wkraczamy więc do miasta i po przejściu kilkuset metrów wchodzimy na zrewitalizowaną alejkę z drugiej strony jeziora Klasztornego Małego. Równie ładna co jej siostra z naprzeciwka, choć bez dodatkowych atrakcji.

Tu kończymy przygodę z jeziorami, choć chętni mogą po odwiedzeniu Rynku udać się nad jezioro Karczemne, które też można obejść, a przy jej zachodniej części wybudowano promenadę Asesorów.

Jako, że odległości w małych miejscowościach pomiędzy punktami są symboliczne już za chwilę jesteśmy na Rynku miasta. Docieramy do niego przez Park Solidarności i Park Maryjny, w którym stoi obecni figura Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej, a z tabliczki informacyjnej dowiemy się, że dzieje figury były dość burzliwe.

Na pięknie zrewitalizowany Rynek wkraczamy deptakiem od strony parku. A na dzień dobry zachęceni długą kolejką do rzemieślniczych lodów stoimy dłuższą chwilę, aby spróbować czy smakują inaczej niż trójmiejskie.

Spacer wśród kamienic i zabudowań Kartuz będzie na pewno przebiegał przez kartuski rynek z dominującym budynkiem kościoła św. Kazimierza z roku 1887 (dawna świątynia luterańska). To typowy na Pomorzu obiekt, wybudowany w stylu pseudogotyckim. Sam Rynek został w ostatnich latach (2017) pięknie zrewitalizowany. Ustawiono drewniane ławki, pergole, latarnie, donice i wykonano nowe nasadzenia drzew, krzewów i kwiatów. Ku uciesze dzieci na rynku działa w letnim okresie fontanna. Odnowiono kamienice, wymieniono i przebudowano płytę Rynku. Zabrakło nam jednak starej zieleni, a na nową przyjdzie poczekać jeszcze kilkanaście lat. Nie mniej jednak jest to atrakcyjne miejsce, które warto zobaczyć.

Z Rynku wracamy już w kierunku parkingu. W planach jest jeszcze zobaczenie Kolegiaty, która na nasze nieszczęście została już zamknięta! Cóż pozostaje nam tylko podziwiać ją z zewnątrz.

Kolegiata została  zbudowana w XIV wieku  i stanowi razem z refektarzem i eremem (podobno jedynym w Polsce) zespół klasztorny zakonu kartuzów. Najcenniejsze zabytki we wnętrzu kościoła to m.in. gotycki ołtarz (znajduje się w bocznej kaplicy, tzw. Złotej), renesansowy ołtarz główny. Nie sposób nie zwrócić uwagi na wyjątkowo piękne, bogato rzeźbione stalle, w których – jak należy sądzić siadali mnisi. Na uwagę zasługuje również złocony kurdyban na ścianach prezbiterium i obrazy świętych. No i oczywiście słynne „memento mori” i trupia czaszka – widnieją one na zegarze słonecznym. O śmierci przypomina również inny zegar, zawieszony na balustradzie kościelnego chóru; wahadło przedstawia anioła śmierci z kosą. Jednak najbardziej charakterystyczną cechą tej świątyni jest dach w kształcie wieka trumny, który – wraz z dewizą „memento mori”, miał przypominać mnichom o nieuchronności śmierci. (źródło: magazynkaszuby.pl dostęp: 15.04.2023)

Podsumowując – Kartuzy zdecydowanie warto odwiedzić i piesza wycieczka, a nie rowerowa będzie właściwszym wyborem. Ten dzień był za krótki na zobaczenie wszystkiego. Do tego był to dzień świąteczny więc część atrakcji była niedostępna. A przecież oprócz najbardziej znanej Kolegiaty z Eremem można zwiedzić Muzeum Kaszubskie czy Galerię Refektarz. Dobrze, że Rynek, Aleja Filozofów, Promenada czy Gaj Świętopełka są dostępne cały rok, a to wystarczy żeby odpocząć i nasycić zmysły, szczególnie, że pogoda dopisała na szóstkę.

Do zobaczenia na trasie.

Ślad pobierzecie z mapy.

2023.03.02 – Gdańsk Oliwa SKM-Gdańsk Oliwa SKM

W poszukiwaniu źródła Potoku Oliwskiego

Kilometraż trasy:
Gdańsk Oliwa SKM (0,0)-Wejście do lasu (1,5)-Dwór Oliwski (3,4)-Obwodnica Trójmiasta (7,7)-Źródło Potoku Oliwskiego (9,4)-Leśna kapliczka na drzewie (11,4)-Krzyż (14,4)-Leśna kapliczka (14,8)-Część leśnej drogi krzyżowej (15,5)-Wzgórze Trzech Panów (17,3)-Wyjście z lasu (18,6)-Gdańsk Oliwa SKM (19,9)

Zainspirowani pieszą wędrówką Krzyśka z GR3miasto, po dokonaniu małych zmian w trasie wyskoczyliśmy z Gdyni do Gdańska naocznie sprawdzić gdzie ów potok ma swoje źródło.

Na początek króciutkie info. Potok Oliwski ma swoje źródła w leśnych ostępach, w okolicach XV wiecznej osady Matarnia – tak podają informacje o początku potoku stare źródła historyczne. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że Potok Oliwski zaczyna się na terenach Rodzinnych Ogródków Działkowych „Komunalnik” na osiedlu w Złotej Karczmie w dzielnicy Gdańska Matarnia.

Płynie on pomiędzy wzgórzami tworząc liczne stawy i rozlewiska. Ze względu na swój krótki dystans około 10 km (9,57 km) oraz duży spadek terenu potok wraz ze swoimi dopływami nabiera górskiego charakteru. Źródło znajduje się na wysokości ok 140 m n.p.m., a ujście w Zatoce Gdańskiej jakby inaczej na wysokości 0 m n.p.m.

A my tymczasem startujemy z naszą wędrówką.

Zaczynamy jak zwykle w okolicach dostępnych środków komunikacji, a dokładnie na stacji SKM Gdańsk Oliwa. Stąd mamy przysłowiowy rzut beretem do wejścia do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, który będzie nam towarzyszył przez prawie cały czas. Początek i koniec wędrówki przemierzyliśmy zrewitalizowanymi uliczkami starej Oliwy, która z roku na rok odzyskuje swoją świetność. Koniecznie musimy odwiedzić Oliwę letnią porą, bo zapowiada się jeszcze piękniejsza.

Na końcu ul. Leśnej wkraczamy na obrzeża TPK i jego brzegiem zmierzamy w kierunku Drogi Marty, z której zaraz za ogródkami działkowymi zejdziemy na Szwedzką Groblę, a przy kamiennym kręgu (drogowskazie) tym razem pójdziemy już w dół Drogą Schwabego. W ten sposób docieramy do Dworu Oliwskiego, który usytuowany został nad Potokiem Oliwskim, na styku Doliny Radości i Doliny Zgniłych Mostów, w miejscu zwanym historycznie Doliną Schwabego.

Według zachowanych źródeł historycznych dwór wraz z przylegającym sadem, ogrodem i młynem istniał w obecnym miejscu już pod koniec XVI w. (pierwsza wzmianka datowana jest na 1597 r.). Ziemie, na których znajdowała się posiadłość oraz budynki samego dworu stanowiły naówczas własność klasztoru cystersów oliwskich. Dziś znajduje się tu 5* hotel Oliwska Dolina z przepięknym parkiem.

Wspinamy się na grzbiet morenowych wzgórz i wzdłuż Doliny Radości, przez Górę Szwabego i Wzgórze Eli obieramy kierunek na Łąkę Żebraków. Kierujemy się do Drogi Kazimierza Jagiellończyka (Obwodnica Trójmiasta S6) wzdłuż Potoku Bernarda, który wpada w późniejszym biegu do Potoku Oliwskiego.

I tu odkryliśmy „pierwsze” źródło, które okazało się zwykłym ciekiem wód opadowych odprowadzanych z Obwodnicy. Kawałek dalej trafiliśmy jak nam się wydawało na właściwe źródło Potoku Oliwskiego, czyli już „drugie”, który jednak był Potokiem Bernarda. Nie dawało nam to jednak spokoju, bo topografia terenu nie zgadzała się z naszą pamięcią (jak wspomniałem właściwy potok ma swoje źródło na ogródkach działkowych), więc dopiero teraz szybki rzut oka w nawigację i… Potok Oliwski i jego źródło „trzecie” właściwe czeka nas za ok. 300m.

Ten trzeci to już naprawdę ten właściwy potok. Niestety czekał nas mały zawód, bo nie udało nam się dotknąć prawdziwego początku, który niestety jest za Obwodnicą, a przejście dużymi przepustami pod nią zagradzają zakratowane wejścia. Nie chcieliśmy robić siłowego wtargnięcia (widać, że można i ktoś to robił) więc zadowoliliśmy się tym co zastaliśmy. Wspólnie ustaliliśmy, że źródło odnalezione i tego się trzymamy. Na miejscu obowiązkowa sesja foto i śmigamy w drogę powrotną.

Powrót wbrew pozorom powrót nie był z górki, a tak nam się wydawało, że będzie, bo sporo zrobiliśmy podejść w pierwszej części wędrówki.

Przeszliśmy przez potok w Dolinie Bobrów i leśnymi duktami doszliśmy ponownie do Szwedzkiej Grobli, która ma swój początek/koniec na Matarni. Dalej zaliczyliśmy krótki odcinek Huzarskich Manowców i Lipnickiej Drogi, którą docieramy do początku Doliny Henrietty (Samborowo). Tu przy krzyżu postawionym w hołdzie pomordowanym stoczniowcom odbijamy troszkę w dłuższy i trudniejszy odcinek (górki), żeby zobaczyć leśną kapliczkę w Dolinie Reinkego. Tuż za kapliczką zaliczamy strome podejście, którego nie powstydziłyby się nasze polskie góry i po wspięciu się na szczyt od razu schodzimy równie stromym zboczem w dół dochodząc tym razem na koniec Doliny Henrietty.

Tu odkrywamy nieznaną nam z żadnych źródeł leśną Drogę Krzyżową. Poszczególne stacje oddalone są od siebie po kilkaset metrów. My odkryliśmy II (krzyż upamiętniający twórcę Drogi Krzyżowej Franciszka Miszewskiego), III, IV i V stację. Niestety dalsza część naszego szlaku za V stacją skręcała w inna stronę, więc przeszliśmy tylko jej część. Niestety nigdzie nie znalazłem informacji gdzie Droga Krzyżowa zaczyna się i kończy.

Do Oliwy docieramy Drogą Prezydencką, Charlotty i Elfów. Wyjście z TPK zaliczamy dokładnie w tym samym miejscu, w którym weszliśmy na początku. Odwiedzamy kolejne urokliwe uliczki Starej Oliwy i zmęczeni, ale szczęśliwi pakujemy się do SKMki i wracamy do naszej Gdyni.

Podsumowując: przepiękne tereny, ciekawostki na trasie, bogata historia tego rejonu. Każdy kto ma ochotę w przepięknych okolicznościach przyrody pomęczyć nogi, bo nie ukrywamy, że jest trochę podejść, gorąco polecamy taką trasę. Można ją zmodyfikować praktycznie pod każde buty i potrzeby, bo niezliczona ilość dróg i ścieżek, które przecinają Lasy Oliwskie daje nieograniczone możliwość.

To na pewno nie jest nasza ostatnia wizyta w tych lasach, bo już rodzą się kolejne tematyczne pomysły.

Ślad pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na trasie.

2022.11.15 – Sopot Kamienny Potok-TPK-Sopot Wyścigi

Jesienne dreptanie sopockim Szlakiem Spacerowym Lisów

Kilometraż trasy:
Sopot Kamienny Potok SKM (0,0)-Sopot ul. Malczewskiego (2,0)-Opuszczona wieża radiowa na Rysim Wzgórzu (3,9)-Sopot ul. 28 Marca (5,4)-Punkt widokowy na Wzniesieniu Strzeleckim (5,8)-Pomnik Poległych Żołnierzy (6,5)-Łysa Góra (7,3)-Ścieżka Zakochanych (7,9)-Punkt widokowy na Glinnej Górze (9,2)-Głaz i Dąb Esperantystów (9,9)-Sopot pętla autobusowa Reja (11,9)

Ciągle trwająca piękna polska jesień zachęciła nas do podreptania przez nasz ulubiony Trójmiejski Park Krajobrazowy. Wybór padł na drugi co do długości sopocki szlak spacerowy. Poprzednio był Szlak Zajęcy, a dziś Lisów. Jak zawsze skorzystaliśmy ze śladów nawigacji do wyznaczenia trasy, które są licznie umieszczone na portalach internetowych. Każdy z nich jednak nieznacznie różnił się od drugiego, więc moim celem było przejść go jak najdokładniej po oznaczonej przez PTTK trasie, więc uważnie szukaliśmy żółto-brązowych znaków wytyczających szlak. Dziś umila nam czas i czasami nadaje tempo „pies sprężyna” Gacek.

Sopockie szlaki spacerowe swą tradycją sięgają czasów kurortu Jana Jerzego Haffnera. Obecnie jest ich siedem. Mamy więc szlak wiewiórek, saren, dzików, zajęcy, lisów, borsuka i mew. Pierwsze sześć to szlaki wiodące po trójmiejskich lasach w zachodniej części Sopotu, natomiast ostatni biegnie brzegiem morza.

Szlak Lisów swój początek ma przy węźle szlaków turystycznych, przy pętli autobusowej i stacji SKM Sopot Kamienny Potok. Przed wejściem do TPK mijamy kościół z okazałą kopią krzyża stojącego na Giewonicie i dużym pomnikiem poświęconym św. Janowi Pawłowi II. Tuż za nim wkraczamy do TPK i jego skrajem wędrujemy wzdłuż dzielnicy Brodwino. Tu na razie oprócz pięknego lasu możemy podziwiać tylko wieżowce. Natomiast nasz czworonożny towarzysz nie ustępuje w niczym Tygryskowi z Kubusia Puchatka. Pokuszę się nawet na stwierdzenie, że podskakuje wyżej od niego.

Przed przekroczeniem ul. Malczewskiego, na terenie ujęcia wody spoczywa wielki głaz z nieczytelnym napisem. Szperając w zasobach nieskończonego internetu na stronie Dawny Gdańsk znalazłem taką wzmiankę „W górnej części Doliny Kamiennego Potoku, na skraju lasu, przed wejściem na teren ujęcia wody przy końcu dzisiejszej ulicy Kolberga, po zachodniej stronie Brodwina znajdował się – początkowo do połowy widoczny – głaz narzutowy o wys. 2,2 m i ciężarze około 10 ton. W latach 20. XX wieku na głazie tym wyryto niemieckojęzyczny napis o treści: Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągowe. Ujęcie wody pitnej zbudowane w latach 1922-1926. W latach 30. głaz wydobyto w całości na powierzchnię i ustawiono na niewielkim, kamienno-betonowym fundamencie. Po roku 1945 napis skuto, nie zastępując go jednak polskim tekstem. (Marek Sperski)” W zasadzie wędrując po TPK zawsze natkniemy się na jakiś ciekawy kamień, których jest tu niezliczona ilość. A to Diabelski Kamień, Bąbelków, Kamienna Twarz, Esperantystów (to dziś go odwiedziliśmy), liczne kamienne drogowskazy czy królewskie głazy. Śmiało można planować tematyczne wędrówki.

Ruszamy dalej. Gacek niezmordowany podskakuje, kręci kółka i ósemki w jesiennych zaspach niczym wytrawny driftowiec. Zastanawiamy się ile ma już w łapach przebiegnięte. Zapewne x2 to co my. A przed nami kolejne górki i na widoku Rysiowe Wzgórze z nieczynną wieżą radiową. Sam szlak nie przebiega dokładnie przez ten punkt, ale z ciekawości zrobiliśmy mały skok w bok (na śladzie GPS nie ma tego skoku). Sam obiekt zaczyna już pokazywać nadszarpnięte zębem czasu oblicze. Niestety jest kategoryczny zakaz wejścia na tę konstrukcję, choć dziurawe ogrodzenie i zachowana drabinka zachęca do wejścia i podziwiania Doliny Gołębiewskiej, Zatoki Gdańskiej czy części Sopotu z jej szczytu. No szkoda, bo mógłby by to fantastyczny punkt widokowy i nie lada lokalna atrakcja. Tym razem też z czeluści internetu zaczerpnąłem małą wzmiankę o tej wieży. W artykule na trojmiasto.pl możemy m.in. przeczytać: „Konstrukcja miała zapewnić rezydentom pobliskiej willi komunikację drogą radiową, np. w razie odcięcia drogi telefonicznej. Wieża powstała najprawdopodobniej na początku lat 60., wraz z budową osiedla Przylesie. Na wieży były zamontowane urządzenia nadawczo-odbiorcze, które zapewniały łączność radiową. Wieża służyła pracownikom tutejszej Obrony Cywilnej, ulokowanej w pobliskiej willi przy ul. 23 marca 110. W związku z rozwojem techniki, wieży zaprzestano używać już w latach 80. Warto również obalić pewną pogłoskę, którą można odnaleźć w internecie. Niewielkie, podziemne pomieszczenie u stóp wieży ma być połączone tunelem ze wspomnianą wcześniej willą. To jedynie kolejna miejska legenda, nie ma na to absolutnie żadnych dowodów – wyjaśnia Hajduk.”

Po zejściu z Rysiowego Wzgórza ponownie zanurzamy się w zurbanizowanym terenie. Szlak poprowadzony jest ulicą Okrężną, gdzie zapewne projektant(ci) chcieli nam kolejny raz pokazać Sopot z góry. W najwyższym punkcie tej ulicy znajduje się bowiem plac zabaw, z którego zapewne pokazywał się kiedyś okazały widok na kurort. Jednak rosłe już zadrzewienie i niestety zabudowany każdy metr przez nowoczesną developerkę zasłania wszystko to co miało być atrakcją szlaku. Nie pozostaje więc nic innego jak ruszać dalej. Po dojściu do ul. 28 Marca chętni mogą wskoczyć na prawo na Lisie Wzgórze (74 m n.p.m.) z punktem widokowym, natomiast na lewo, na drugim wzgórzu Stiewego (65 m n.p.m.) jest według mapy Dom Dziecka więc nie koniecznie możemy mieć dostęp do jego szczytu. My je mijamy i lecimy na Wzniesienie (Wzgórze) Strzeleckie (79,7 m n.p.m.).

Kręty singiel prowadzący na szczyt nie ustępuje niczym tym z południa Polski. Docieramy na górę z głębszym już oddechem i kroplami potu na plecach, a Gacek niezmordowany lata jak szalony. Momentami myślę, że za chwilę będzie trzeba go nieść. Korzystając z odremontowanego w 2020 r. miejsca robimy krótką pauzę na drugie śniadanie i z kanapką w dłoni podziwiamy Sopot, Gdańsk i zamgloną Zatokę Gdańską. Punkt widokowy został utworzony na nieczynnym zbiorniku wody, który zbudowano w 1910 r., a jego krótka działalność zakończyła się już w 1923 r. i od tej pory niszczał. Teraz po tchnięciu w niego drugiego życia staje się lokalną atrakcją. Miejsce naprawdę warte odwiedzenia.

Po nabraniu sił ruszamy w dół w kierunku ul. Moniuszki (ulica która prowadzi do Opery Leśnej). Zanim jednak dotrzemy do podstawy wzniesienia mijamy całkiem fajnie wykonany (jak dla mnie profeska) tor dla miłośników drift jumpingu. Mnie wszystko boli od samego patrzenia na niego, a co dopiero jakbym miał po nim zrobić rundkę. Na dole przy ul. Moniuszki możemy podziwiać nachodnikową Sopocką Aleję Gwiazd. Składa się ona z 20 czarno-białych portretów polskich artystów, znanych ze swojej aktywności w sferze muzyki oraz związanych z sopockimi festiwalami. Uhonorowano w ten sposób: Irenę Dziedzic i Lucjana Kydryńskiego, Wojciecha Młynarskiego, Agnieszkę Osiecką, Jeremiego Przyborę, Korę Jackowską i wielu innych. Sama Aleja wzbudzała też kontrowersje m.in na wniosek rodziny, która nie godziła się na takie eksponowanie portretu Ireny Jarockiej, zniknęła podobizna tej wielkiej polskiej piosenkarki. Tuz obok znajduje się sopockie Morskie Oko i karczma góralska „Harnaś”

Kierujemy się schodami na Wzgórze Olimpijskie. Po dotarciu na szczyt dotrzemy do Cmentarza poświęconego Żołnierzom Armii Radzieckiej poległym w obronie Sopotu podczas II Wojny Światowej. Jak możemy przeczytać na tablicy pochowanych jest tu 646 żołnierzy „bratniej” armii. Miejsce to ma jednak dużo dłuższą i ciekawszą historię. Na stronie Dawny Sopot przeczytamy: „W 1908 r. na szczycie Wzgórza Olimpijskiego powstał zaprojektowany przez Paula Puchmullera pomnik żołnierzy. Pierwotnie pomnik składał się z piramidy granitowych głazów narzutowych zwieńczonych metalową rzeźbą orła. Od frontu w narożnikach postumentu ustawiono kamienne pylony z dodanymi później żeliwnymi tablicami zawierającymi nazwiska sopocian poległych w wojnach w latach 1866-1871 uzupełnione następnie nazwiskami poległych w pierwszej wojnie światowej. W 1945 r. na stoku przed pomnikiem pozbawionym już orła i pylonów pochowano 646 żołnierzy Armii Czerwonej poległych w walkach o Sopot.”

Chwile później jesteśmy na Łysej Polanie leżącej u stóp Łysej Góry. To znane i lubiane miejsce przez trójmiejskich miłośników sportów zimowych dziś prawdopodobnie z powodu słabych zim praktycznie już nie działa. Wyciąg orczykowy, ratrak i knajpka na polanie jeszcze stoją, ale czy wrócą do swojej świetności? Chyba już nie, a wielka szkoda, bo było to idealne miejsce do stawiania pierwszych kroków w tajnikach narciarstwa. Skrajem polany wdrapujemy się na szczyt Łysej Góry (110 m n.p.m.) i wędrujemy w kierunku Małej Gwiazdy (skrzyżowanie kilkunastu szlaków) i Ścieżki Zakochanych (mało znany, kręty i malowniczy dukt biegnący zboczem).

Docieramy do kolejnego punktu widokowego Glinna Góra, który niestety nie leży na Szlaku Lisów, tylko na Szlaku Borsuka. Warto jednak zboczyć te kilkadziesiąt metrów, bo z tego miejsca czekają nas równie piękne widoki jak wcześniej. Sprężyna (pies Gacek) jest nadal w formie i wydaje się, że dotrze cały, zdrowy i o zgrozo niezmęczony do finiszu tej wędrówki!

Ostatnim etapem szlaku jest zejście ze wzniesienia do Doliny Świemirowskiej. Szlak kończy się przy węźle sopockich szlaków przy autobusowej pętli Reja. Zanim jednak dotrzemy do celu czeka nas jeszcze jedna lokalna ciekawostka. Idąc oznaczonym szlakiem Drogą Prezydencką wzdłuż Potoku Torento dotrzemy do Głazu i Dębu Esperantystów. Są to pamiątki po międzynarodowych spotkaniach miłośników języka esperanto. W 1927 roku podczas Światowego Kongresu Esperantystów, który odbywał się w Sopocie, posadzono symboliczny dąb, a  przy nim umieszczono nieduży głaz pamiątkowy z napisami z języku niemieckim i esperanto. W 1938 roku oba pomniki zostały zniszczone przez bojówkę faszystowską. W 1959 roku w Gdańsku zorganizowano międzynarodowy Zjazd Młodzieży Esperanckiej. Wtedy właśnie posadzono nowe drzewo i odsłonięto pamiątkowy głaz, który do dzisiaj możemy podziwiać.

Podsumowując – szlak bardzo ciekawy, choć wymagający szczególnie od dzieci i osób starszych ze względu na wiele podejść i zejść. Jednak zmęczenie zniwelują piękne widoki na panoramę miast i Zatoki Gdańskiej, liczne ciekawostki na szlaku i bliskie obcowanie z przyrodą w ogromnej aglomeracji. Sam szlak oznaczony w miarę dobrze, choć miejscami przydałby się poprawki, a nawet wytyczenie nowych odcinków. Z mapy pobierzecie ślad jak najbardziej zbliżony do wytyczonego znakami, a więc bez starego masztu radiowego i punktu widokowego na Glinnej Górze. Jednak miejsca te są bezpośredniej bliskości więc można i warto odbić na chwilę z trasy.

Pies-sprężyna jest niezmordowany. Dał radę bez najmniejszego problemu. Śmiało można mu dodać 1/4 kilometrażu. Istny robot z niekończącą się energią!

Ślad pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na trasie.

2022.10.27 – Gdynia Dąbrowa-Gdynia Pustki Cisowskie

Jesienne dreptanie

Kilometraż trasy:
Gdynia Dąbrowa (0,0)-Gdynia Chwarzno (5,4)-Gdynia Pustki Cisowskie (11,6)

Mając do wyboru auto lub komunikację miejską i spacer wybraliśmy opcję numer dwa. Po załatwieniu spraw na Dąbrowie ruszyliśmy w niespełna dwunastokilometrowy spacer przez TPK z Dąbrowy na Pustki Cisowskie. Niezliczona ilość ścieżek pozwala na wielokrotne przejście z punktu A do B za każdym razem inną drogą. I to nam się niezmiennie podoba, bo lubimy nowe, lubimy odkrywanie, lubimy inne. I tak było tym razem. Pierwszy przykład z brzegu, to odkryty dość stary drewniany krzyż na prywatnej posesji. I to praktycznie po zrobieniu kilkunastu metrów po wejściu do lasu. Przykładów można mnożyć, bo TPK skrywa wiele ciekawych miejsc czy obiektów. Warto więc zbaczać z utartych i poznanych ścieżek na te nowe, nieodkryte i jeszcze niezbadane przez Was. Zachęcamy.

Do zobaczenia na trasie.

2021.11.15 – Sopocki Szlak Spacerowy Zajęcy

Blisko 13 kilometrowy Sopocki Szlak Spacerowy Zajęcy

Sopot Kamienny Potok SKM – Sopot pętla autobusowa Reja

Dziś trafiliśmy na idealną pogodę na zrobienie kilku jesiennych kilometrów po lasach otaczających Trójmiasto. Wybraliśmy sobie jeden ze spacerowych szlaków Sopotu. Zwycięzcą był najdłuższy z nich – Sopocki Szlak Zajęcy. Prawie 13-to kilometrowy szlak spacerowy ma swój początek przy stacji SKM Sopot Kamienny Potok i koniec przy pętli autobusowej ZKM przy ul. Reja w Sopocie. Co najważniejsze, w niedalekim sąsiedztwie biegnie też linia kolejki SKM ze stacją Sopot Wyścigi, więc jest to idealnie skomunikowane miejsce.

Wystartowaliśmy z Kamiennego Potoku. W zasadzie w tym miejscu jest istny węzeł szlaków turystycznych. My ruszamy charakterystycznie oznaczonym czerwonym na żółtym tle, który będzie nam towarzyszył do samego końca. Dziś nie planujemy zbaczać z obranej marszruty.

Początek biegnie wzdłuż torów, a po krótkim odcinku skręca w zabudowania. Następnie obrzeżem dzielnicy docieramy do Potoku Granicznego – Sweliny. Teraz idąc wzdłuż potoku, przemieszczamy się granicą rezerwatu przyrody „Łęg nad Sweliną”. Potok ten w czasie Wolnego Miasta Gdańska był granicą z Polską, a i dziś stanowi granicę między Sopotem a Gdynią. Kontynuujemy marsz i kierujemy się w kierunku Brodwina. Przekraczamy mostek na Kamiennym Potoku i ulicą Kolberga udajemy się w górę doliny. Przed przecięciem asfaltówki łączącej Sopot z Gdynią po prawej stronie, na terenie ujęcia wody spoczywa wielki głaz – z napisu na nim zachowały się daty „1922-1926″. Co to za daty? Nie wiemy.

Po przecięciu ul. Malczewskiego skręcamy zaraz w prawo. Uwaga! Opadłe liście umiejętnie skrywają wydeptaną ścieżkę i warto wypatrywać oznaczeń na drzewach. Równolegle do ulicy zmierzamy w kierunku zachodnim. Ścieżka prowadzi niewielkim wąwozem, a za chwilę wchodzimy na grzbiet siodła i idziemy nim w górę. Na szczycie zrobiliśmy pierwszą pauzę na kanapkę i ciepłą herbatę. Chwila relaksu, sesja foto i lecimy dalej. Odbijamy zaraz w w prawo i stromą ścieżką schodzimy w dół. Tu swój żywioł mają lokalni downhillowcy, co można bezbłędnie poznać po wyrobionych oponami ścieżkach. Przecinamy „niebieski” szlak turystyczny i skręcamy w lewo w Dolinę Długi Grunt.

Przy drodze, którą biegnie szlak, napotykamy głazy narzutowe oraz egzemplarze okazałych drzew. W zasadzie na całej trasie rosną okazałe dęby, modrzewie czy wspaniałe strzeliste daglezje. Nierzadko spotkamy tu pomniki przyrody. Niebawem na skrzyżowaniu dróg skręcamy w lewo i dochodzimy do styku dróg leśnych z asfaltową w pobliżu Gołębiewa.

Trzymamy kierunek marszu zgodnie z oznakowaniem. Niebawem osiągamy drogę asfaltową i skręcamy w lewo w Drogę Nadleśniczych. Po lewej pozostawiamy Borodziej, gdzie służby leśne wzniosły obiekt służący m.in. turystom. Przy drodze widzimy okazałe świerki i daglezje oraz obszar drzewostanu daglezji przeznaczonego do pozyskiwania nasion. Po minięciu z lewej odwiedzonego poprzednim razem pomnika leśniczego znów trafiamy na istny węzeł szlaków turystycznych: czarny, niebieski i zielony, piesze i rowerowe. Zachowajcie ostrożność, bo za chwilę zielony szlak wraz ze Szlakiem Zajęcy odbija w lewo i przeistacza się w zarastającego singla.

Teraz w zasadzie tylko z górki i docieramy na obrzeża Sopotu. Mijamy jeszcze kolejne skocznie i rynny miłośników szybkiej rowerowej jazdy. Wychodzimy z TPK i pomiędzy zabudowaniami na krawężniku kończymy nasze zapasy jedzenia i picia, a po chwili docieramy do pętli autobusowej gdzie Szlak Zajęcy ma swój end.

Dziś nie byłem „panem kierownikiem” wycieczki. Przekazałem swojego Garmina dla mniej wtajemniczonej w nawigowanie osoby. No i jestem pod wrażeniem, bo bez żadnego problemu marszruta została zachowana. Oznakowanie ścieżek znajdowane z daleka, kontrola bieżąca śladu w navi bezproblemowa. Orientowanie się w terenie oceniam więc na mocne 5-, bo minus jest na zachętę do dalszej pracy nad umiejętnościami topograficznymi.

Bardzo polecam tę trasę dla rodzin z dziećmi, bo jest niedługa, łatwa, atrakcyjna przyrodniczo i choć zajęcy niestety nie było, to były jelenie i wiewiórki.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na kolejnej ścieżce!

2021.11.09 – Gdynia Dąbrowa-Gdańsk Oliwa SKM

Blisko 20 kilometrowa piesza trasa z Gdyni Dąbrowy do Gdańska Oliwy Dworca PKP.

Gdynia Dąbrowa – Gdynia Wielki Kack – Józefowo – Gołębiewo – Pachołek – Gdańsk Oliwa SKM

Tym razem trafiliśmy na idealną pogodę na piesze wędrówki.

Żeby nie tworzyć niepotrzebnych kilometrów tę trasę zaczęliśmy w Gdyni Dąbrowie. Początek może niezbyt zachęcający, bo pierwsze trzy kilometry niestety wiodły przyulicznymi chodnikami, a my lubimy przyrodę. Nie mniej jednak nie było nudno. Skontrolowaliśmy prace budowlane na nowo powstającym węźle drogi S6, odwiedziliśmy stary cmentarz na Karwinach, „złowiliśmy” kilka kapliczek i krzyży do kolekcji.

Po dotarciu do Wielkiego Kacka, a w zasadzie na jego koniec, ruszyliśmy wzdłuż torów PKM w kierunku Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Kierunek teren leśniczówki Gołębiewo. Trasa już prawie na całej długości wiodła przez wszystkie możliwe rodzaje szlaków i ich kolory. Duża ilość tras pieszych i rowerowych, a także niezliczone ścieżki i drogi różnego pozwalają na tworzenie niepowtarzających się wycieczek. I to jest ogromna zaleta TPK.

Po dotarciu do Gołębiewa ze zdumieniem odkryliśmy, że jest to genialne miejsce na szybkie, pozamiejskie pikniki. Śmiało można tu podjechać autem z rodziną czy znajomymi, do tego zabrać czworonoga, dzieciaki i spędzić miło czas w otoczeniu przyrody. Kilka fajnie przygotowanych miejsc z zadaszeniem, ławeczkami, miejscami na grilla i ognicho pozwoli na oderwanie się od miejskiego hałasu, ścisku i pozwoli zrelaksować się przy ciepłej Śląskiej czy Podwawelskiej. Zachęcam do wzięcia rolki, wrotki czy deskę i śmiało można potrenować formę na wyasfaltowanej Drodze Nadleśniczych. Ruszamy dalej.

Trasa zaplanowana, kurs i kierunek mamy prawidłowy. Nie bylibyśmy jednak sobą jakby nie przyszło nam do głowy odbić z zaplanowanej już trasy. Tym razem zaciekawił nas znak „Pomnik Leśniczego”. Szybka decyzja-odbijamy i zobaczymy cóż to za twór. Jako, że w zasadzie dzieliło nas od niego 100 czy 200 metrów, cel został osiągnięty momentalnie. I zaskoczenie, to nie tyle pomnik co chyba nagrobek? Na postumencie wymurowanym z kamieni postawiono duży głaz ze sfrezowaną przednią ścianą i wygrawerowanym napisem:


Staatforster
Waldemar Heusmann
15 7 1919

In treuester Pflichterfullung
von Wilderen erschossen

co w tłumaczeniu oznacza:

Leśnik Państwowy
Waldemar Heusmann
15 7 1919
W najwierniejszym wypełnianiu obowiązku
zastrzelony przez kłusowników
(tłum. Google)

takie rzeczy tu się działy!

Mała pauza na łyk termosowej kawy oraz kęs bułki i ruszamy dalej. Nie wracamy jednak na pierwotnie obrany szlak, bo nie lubimy się wracać, robimy szybkie opracowanie nowej drogi i nie pożałowaliśmy. Kolejną atrakcją było odkrycie ścieżek do rowerowego DOWNHILLU. Może wzgórza otaczające Trójmiasto nie są jakieś ogromne, to jednak teraz okazujemy szacunek dla amatorów tej dyscypliny rowerowej. Niby nic takiego, jednak jesteśmy przekonani, że z siodełka droga nabiera innego wyglądu. Był nawet jeden „wariat” na swoim bajku i śmignął ubłocony na dół. Fajna sprawa.

Wracamy 2 kilometrowym skrótem na stary szlak i lecimy już zgodnie z planem. Przed nami już prawie Oliwa. Po drodze mijamy Lipny Zakręt i Leśną Ludolfińską (co to za nazwa drogi?) i zbliżamy się do pierwszych zabudowań. Pod koniec odbiliśmy z niej lekko w prawo, aby dotrzeć do… końca, a może początku ulicy Zajęczej. Tu w wejściu do TPK stoi pięknie wykonana przez artystę, rzeźbiarza śp. pana Piotra Soleckiego kapliczka. Została ona ukryta w pniu starego drzewa. Widzieliśmy już wiele różnych kapliczek, ale ta zachwyca zarówno prostotą jak i pomysłem, dlatego polecamy ją zobaczyć jak będziecie w pobliżu. Coś pięknego.

W zasadzie już jesteśmy na finiszu. Dla zaakcentowania wędrówki wspięliśmy się jeszcze na Górę Kościuszki i Pachołek z wieżą widokową, z której niezmiennie zachwyca widok Gdańska. Jeżeli ktoś myśli, że tak nudno przeszliśmy te ostatnie metry, to przed Pachołkiem czeka Was jeszcze krzyż na 100 m wzniesieniu, a kawałek dalej Pomnik Bitwy Pod Oliwą. Tu można uraczyć się pięknym widokiem na Zatokę Gdańską oraz sam Gdańsk. Przy dobrej pogodzie bez problemu zobaczycie Półwysep Helski.

Po wyjściu z lasu, szybki przemarsz przez Starą Oliwę, Cmentarz Oliwski i piękny o każdej porze roku Park w Oliwie. Tym miłym akcentem zakończyliśmy dzisiejszą wędrówkę. Pogoda nam dopisała, humory i nogi się spisały. To był miło spędzony dzień.

Polecam trasę, może nie dla maluchów, jednak rozbiegane szkolniaki na pewno sobie z nią poradzą.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do następnego razu.

2021.11.05 – Gdynia-Rumia z buta

Gdynia Pustki Cisowskie-Łężyce-Stara Piła-Rumia

Niespełna 20 kilometrowa piesza trasa z Gdyni do Rumii Dworca PKP.

Choć deszczowa pogoda zbytnio nie zachęcała do pierwszej pieszej wycieczki, to na koniec okazało się, że nie taki diabeł straszny.

Rozpoczęliśmy nasz marsz na Pustkach Cisowskich, ale komplet „wariatów” ruszył spod McDonalda na Cisowej (nie, nie jedliśmy zestawu Maty). Kierunek TPK i w zasadzie prawie 100% trasy byliśmy w nim. Początkowo ruszyliśmy dojazdowym w kierunku Łężyc. Powoli, bez żadnej spinki wspinaliśmy się na wzniesienia morenowe okalające Gdynię. Dziś Długą Górę (130,4 m n.p.m.) zostawiliśmy w spokoju, ale na nią też przyjdzie czas. Przed dotarciem do Łężyc i zmianą szlaku na minęliśmy po drodze (bez odwiedzin) Pomnik Ofiar Min 1945 i Ruiny Schronu Dalmierza. „Zwiedziliśmy” za to na trasie nieskoszone pole kukurydzy i ambonę myśliwską z wypasionym umeblowaniem typu szwedzkiego.

W Łężycach przecięliśmy lokalną Obwodnicę i kontynuując marsz szlakiem rowerowym w zasadzie osiągnęliśmy szczyt wzniesień i miało być już tylko z górki, ale jak to bywa na planowanej na kolanie wycieczce…. nastąpiła spontaniczna zmiana planów. Po zejściu na w Starej Pile mieliśmy obrać kierunek na Szmeltę oraz Górę Markowca i tam zakończyć planowaną wycieczkę. Jednak bez żadnych protestów, wręcz z animuszem wszyscy przystali na zmianę planów i kontynuację trasy Pieszym Szlakiem Zagórskiej Strugi. Więc zamiast mieć z górki, znów było pod górkę. Jednak uważamy tę zmianę za strzał w przysłowiową dziesiątkę. Oprócz górek (jednak nie takich strasznych) piorunujące wrażenie robiły wręcz zaspy z opadłych liści, które mieniły się całą paletą jesiennych barw. Poza tym ten odcinek szlaku jest niemiłosiernie pokręcony. Zakręt Śmierci pod Szklarską Porębą to pikuś. No i byłem zdziwiony jak duże deniwelacje i nachylenia zboczy występują na tych terenach. Coś niesamowitego.

Niestety nie dane nam było dokończyć rumskiego odcinka szlaku, bo po ponownym przecięciu drogi łączącej Łężyce i Rumię trafiliśmy na leśną wycinkę drzew i ZAKAZ WSTĘPU. Szybki rzut oka na mapy i zmiana trasy. Na szczęście nic nie trzeba było nadrabiać, wracać się czy obchodzić. Minęliśmy kilka ulic na obrzeżach Rumii i wróciliśmy na pierwotnie planowaną trasę.

Przed końcem trasy, jakieś 2 km od Góry Markowca przy leśnej drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy tajemniczym pomniku ze śladem po żeliwnej tablicy.

Jak możemy wyczytać ze źródeł internetowych, to pierwsza kompleksowa teoria dotycząca monumentu zakładała, że zagórski obiekt jest tzw. kamieniem myśliwskim upamiętniającym cesarskie polowanie. Podobne głazy można współcześnie odnaleźć w dawnych Prusach Wschodnich oraz na Śląsku. Oznaczałoby to, że 22 marca 1897 roku Rumię i Zagórze odwiedził sam cesarz Wilhelm II Hohenzollern. Miał rzekomo upolować w naszych lasach głuszca (gatunek ptaka), od którego wydarzenia miejsce nazwano „Auerhahn” (z niem. „głuszec”). Stąd miała się też wziąć nazwa leśnej restauracji Eduarda Claassena, która istniała na przełomie XIX i XX wieku w bezpośrednim sąsiedztwie pomnika.

Mimo iż teoria wydawała się prawdopodobna, przegląd pruskich gazet z marca 1897 roku całkowicie ją wyklucza – z całą pewnością można stwierdzić, że 22 marca 1897 roku cesarska para przebywała w Berlinie, o czym informowano szczegółowo na łamach prasy.
źródło: https://rumia.eu/tajemnica-kamienia-wilhelma (dostęp 2021.11.05)

I w zasadzie po zejściu z pogórza dotarliśmy do celu wyprawy – Dworca PKP Rumia.

Pomimo niesprzyjającej pogody, może nie lało, ale nieustająco padający kapuśniak nie był komfortowy, tak jak dość chłodny wiatr na nieosłoniętych odcinkach nie zniechęciły nikogo, a wręcz po drodze rodziły się plany kolejnych pieszych wypadów.

Więc do zobaczenia na ścieżkach!