2022.06.04 – Gdańsk Śr.-Pruszcz Gd.-Gdańsk Śr.

bike

Młodzieżowe kręcenie II

Gdańsk Śródmieście SKM (0,0)-Park Oruński (Gdańsk) (3,1)-Zbiornik retencyjny „Augustowska” (Gdańsk) (5,5)-Wzgórze św. Wojciecha (12,0)-Pruszcz Gdański (15,0)-Faktoria (Pruszcz Gdański) (16,5)-Deptak (Pruszcz Gdański) (20,0)-Gdańsk Śródmieście SKM (30,5)

2022.04.19-20 – GGG Gdańsk-Gniew-Grudziądz

bike

Dwudniówka wzdłuż królowej rzek


Kilometraż trasy (dzień 1):
Gdańsk Śródmieście SKM (0,0)-Pruszcz Gdański (10,0)-Cieplewo (14,5)-Różyny (18,5)-Suchy Dąb (27,0)-Krzywe Koło (29,5)-Steblewo (33,7)-Tczew (45,0)-Knybawa (49,0)-Gorodziej (53,5)-Rybaki (58,8)-Małe Walichnowy (66,0)-Wielkie Walichnowy (68,0)-Cieple (76,5)-Gniew Zamek (79,0)

Kilometraż trasy (dzień 2):
Gniew Rynek (79,0)-Nicponia (80,5)-Tymawa(83,5)-Betlejem (85,0)-Jaźwiska (86,5)-Opalenie (90,0)-Widlice (92,5)-Kozielec (102,0)-Nowe Rynek (107,5)-Mątawy (116,8)-Wielkie Zajączkowo (120,5)-Dragacz (125,5)-Grudziądz Rynek (130)

Zaczęło się spontanicznie od sprawdzenia pogody na kolejne dni…. i w zasadzie bez namysłu podjęliśmy decyzję o dwudniowym wyjeździe na rowery. Plan jest taki, ruszamy z Pruszcza Gdańskiego do Gniewu, zwiedzamy miasto, nocleg, lecimy do Grudziądza, zwiedzamy miasto i wracamy pociągiem. Jest OK!

Oczywiście nie mogło wszystko pójść zgodnie z planem. Biletów na rowery brak, więc starym zwyczajem próbujemy się wbić na peronie do bany i zakupić bilety u kierownika. Tym razem nam nie poszło, bo pociąg nabity ludźmi po sufit, więc o wpakowaniu kółek nie było co marzyć. Odnieśliśmy wrażenie, że tylko koleje indyjskie są wstanie zapakować więcej ludzi do swoich składów. Zmiana decyzji w minutę i jedziemy SKM do Gdańska, wydłużamy trasę o 10 km i zaczynamy przygodę żuławsko-kujawską.

Pogoda jak na zamówienie. Komfortowe ciepło ok 15 st. C (o 8 rano), słońce za cienką warstwą chmur, wiatru na początku prawie wcale i choć później troszkę wzrósł nie był przeszkodą w jeździe. Niestety, to niby trochę skryte słońce pokazało swoją moc. Odkryte ręce i nogi przyjęły dość dużą dawkę promieni i pierwsza mocna opalenizna będzie dodatkową pamiątką z wycieczki.

Dzień pierwszy

0-14,5 km Gdańsk Śródmieście SKM->Cieplewo

Początkowy etap bardzo przyjemny. Większość tego odcinka jedziemy drogą rowerową wzdłuż Kanału Raduni, który na końcu Pruszcza pożegnaliśmy. I choć jedzie się wzdłuż głównej wylotówki z Gdańska, to naprawdę była to przyjemna jazda. W miejscu, w którym żegnaliśmy się z Kanałem można jechać dalej drogami rowerowym i wrócić do centrum Pruszcza. Ten płaściutki odcinek polecamy na rodzinną wycieczkę.

Po drodze zachęcamy do zwiedzenia Sanktuarium wybudowanego w XIV w. dla upamiętnienia pobytu św. Wojciecha w Gdańsku w 997 roku. Znajduje się na ono Wzgórzu Świętego Wojciecha (45 m n.p.m.), tuż przy dzisiejszej południowej granicy miasta. Sanktuarium obejmuje kościół parafialny, kaplicę na wzgórzu oraz Drogę Męki Pańskiej, która biegnie po stoku wzgórza wśród drzew.

14,5-33,7 km Cieplewo->Steblewo

W Cieplewie wjechaliśmy na znany już nam z wycieczki po tulipany odcinek szutrówki, który porzucamy na wysokości Łęgowa, bo lubimy odkrywać nieznane nam ścieżki. Tu zaczynają się piękne Żuławy. Nie ukrywamy, że nieustannie zachwycają nas żółte morza rzepaku, a jak przepięknie pachną! Ten zapach zamiennie z zapachem bzu będzie nam towarzyszył do końca wycieczki. Obowiązkowo musiała być też zrobiona sesja foto w rzepaku.

Do Steblewa docieramy zachwyceni urodą żuławskiej przyrody. Niezliczone rowy, cieki wodne, charakterystyczne wierzby, to coś czego w innym rejonie nie doświadczycie. Zawsze z chęcią wybieramy się w ten region. Kto jeszcze nie widział, to polecamy nadłożyć kilkaset metrów i zjechać do Suchego Dębu zobaczyć przepiękny XIV w. kościół, a w Krzywym Kole dom podcieniowy z XIX w. Te atrakcje odwiedziliśmy przy okazji wycieczki z Tczewa, dlatego przejechaliśmy te miejscowości bokiem, wzdłuż rzeki Motławy.

Za to nie odmówiliśmy sobie wjechania do wsi Steblewo i odwiedzenia ruin kościoła i domów podcieniowych nr 15 i 50. Po XIV w. kościele zachowały się tylko fragmenty wieży oraz część murów zewnętrznych. W pobliżu murów znajdują się pozostałości po cmentarzu ewangelickim: kilka nagrobków z ciekawymi zdobieniami oraz odremontowana kaplica rodziny Wessel, w której przez wybitą szybkę w drzwiach dojrzeliśmy zdjęcia, rodzinne pamiątki i doczesne szczątki Pana (a może Pani?) Wessel! Lapidarium przed kościołem tworzą między innymi bogate w detale stele oraz żeliwne, ale połamane krzyże. Na jednym z nich, należącym do Eduarda Wessela widnieje informacja, że był on ojcem 21 dzieci, a obok krzyża, przed jednym z grobów stoi tablica pamiątkowa jego żony, Aline Wessel z informacją, że była ona matką 21 dzieci. No, no, bogate drzewo genealogiczne stworzyli.

Tuż obok ruin kościoła stoją dwa domy podcieniowe. Niestety lata świetności mają już dawno za sobą. Ale co ciekawe, tu dalej jeszcze ktoś mieszka!

33,7-45 km Steblewo->Tczew

Ta część drogi wiedzie wzdłuż wału rzeki Wisły. Trochę płyt, trochę szutrówki, a końcowy odcinek przed Tczewem nowym odcinkiem EV9 poprowadzonym już po samym wale. Szkoda, że całość tak nie jest zrobiona. W zasięgu wzroku mamy już drogowo-kolejowy most Tczewski, który chyba każdy zna choćby ze zdjęć czy filmów.

W Tczewie robimy krótką pauzę na lody, ciacho i kawę przy Bulwarze Nadwiślańskim, w końcu nie samym kręceniem człowiek żyje. Bulwary zostały pięknie zrewitalizowane, a my czujemy się prawie jak w Gdyni. Jest deptak, są ścieżki rowerowe, plac zabaw dla dzieci, punkty widokowe i przystań z restauracją. Czyli wszystko co potrzebne do odpoczynku.

45,0-79,0 km Tczew->Zamek Gniew

Po uzupełnieniu energii lecimy dalej, bo czas nieubłaganie leci, a niestety część naszej ekipy wraca wieczorem do Trójmiasta, więc wypada zdążyć na ostatni pociąg, który nie odjeżdża z Gniewu, a Morzeszczyn (co to za nazwa!?)

Wyjazd z Tczewa kontynuujemy w dalszym ciągu nowiutką EV, którą docieramy do kilometrowego mostu Knybawskiego. Zostawiamy EV, przebijamy się przez ruchliwą DK22 i uciekamy na podrzędne asfaltówki gdzie jest zdecydowanie spokojniej. Przejeżdżamy przez małe miejscowości, w których w każdej praktycznie jest coś do zobaczenia, jednak nie mamy tyle czasu, żeby wszystko dotknąć i połknąć wzrokiem. Trzeba będzie powtórzyć tę część na spokojnie i zamiarem zwiedzania poszczególnych atrakcji.

Mijamy Gorzędziej gdzie jest sanktuarium, cmentarz, zespół dworski. Ponadto we wsi znajduje się klasztor karmelitów bosych z XVIII-XIX w., zbudowany prawdopodobnie w miejscu dawnego grodu na wzniesieniu usytuowanym na krawędzi doliny Wisły. Według tradycji w 997 św. Wojciech, płynąc Wisłą do Prus, zatrzymał się w Gorzędzieju, aby odprawić nabożeństwo.

Rybaki z zespołem dworsko-parkowym z końca XIX w. Niegdyś była to spora eklektyczna budowla, jednak po renowacji przez prywatnego właściciela straciła oryginalny wygląd. I niestety pogonił nas stąd agresywny pies, a mogła by to być fajna atrakcja turystyczna. Szkoda. Kawałek dalej można zobaczyć Śluzę Międzyłęską (wałową), łącząca polderowy system odwadniająco-nawadniający Dolinę Walichnowską z wodami Wisły.

Dalej mamy Międzyłęż, Małe i Wielki Walichnowy, Polskie Gronowo. W każdej z tych miejscowości do zobaczenia jest cmentarz mennonicki czy zabytkowy kościół. Naprawdę jest co oglądać.

Gniew coraz bliżej. Jeszcze tylko odcinek specjalny – wspinaczka pod górę w Cieplewie. No, daje w kość ta górka, naprawdę.

Teraz już górki i cel pierwszego dnia osiągnięty. Przed nami majaczą wieże i mury Zamku Gniewskiego. Mijamy uliczkami stare zabudowania, budynek dowódcy, mury gotyckie i w końcu możemy rzucić zmęczone kości na wypielęgnowany trawnik zamkowy.

Zamek przepiękny, okolica i widoki jeszcze piękniejsze. Kto był to wie, a kto nie był, to naprawdę warto tu przyjechać choćby na dzień czy dwa i zwiedzić to urokliwe miasteczko.

Zaliczamy jeszcze sytą obiadokolację w lokalnej restauracji (o rany! co za wielkie porcje!), zwiedzamy Rynek oraz jego najbliższe okolice, tj. Muzeum Kapsla (darmowe i całodobowe!), przepiękny kościół św. Mikołaja, zespół spichlerzy gotyckich, poznajemy historię misia Maciusia i wiewiórki Walentynki. Takim miłym akcentem kończymy tę część wycieczki. Jedni dokręcają kilometry na pociąg, reszta jedzie do hotelu ogarnąć się do jutrzejszej trasy. To był ciekawy, miły dzień i pomimo zmęczenia jesteśmy bardzo zadowoleni.

CDN…

Dzień drugi

79-93 km Rynek w Gniewie->Widlice

Poranek przywitał nas piękna pogodą i na szczęście nie tak ostrym słońcem jak wczoraj. Nasze kończyny będą uratowane. Spokojnie spakowaliśmy nasz majdan, zjedliśmy hotelowe śniadanie z obowiązkową małą, parzoną czarną i ruszamy. Na wstępie raz jeszcze zaglądnęliśmy na gniewski Rynek, zaopatrzyliśmy się w miejscowym spożywczaku w dodatkową energię i nawodnienie. Chwilę pogawędziliśmy z miejscowym Panem Mietkiem i Panią Basią, którzy z zaciekawieniem wypytywali nas skąd i dokąd zmierzamy. Z Rynku zjeżdżamy na gruntówkę prowadzącą do wsi Tymawa. Tam kilka ujęć na panoramę Gniewu i rzucamy się w wir kręcenia.

Dziś odbiegając od naszych standardów planujemy zaliczyć w miarę możliwości jak największą ilość asfaltowych kilometrów po lokalsach. Mamy tylko jeden odcinek typowo leśny. Wszystko przez to, że Pan Kierownik (ja) zapomniał wgrać ślad drugiej części trasy do swojego Garniaka i jedziemy na czeskich en.mapy.cz Kto nie ma typowej navi turystycznej, to polecamy tę stronę lub apkę zarówno do planowania jak i nawigacji, bo doskonale się sprawdza.

Z Tymawy kierujemy się na Jaźwiska cały czas trzymając królową rzek po naszej lewej stronie. Jak zwykle nie zawodzą nas wspaniałe widoki, a że mamy wspaniałą wiosnę, to praktycznie każde miejsce wita nas budzącą się do życia przyrodą. Z ciekawością ją podziwiamy, a nam przyglądają się zarówno zwierzaki dzikie, domowe jak i autochtoni. Przed Widlicami przejeżdżamy przez Opalenie i polskie Betlejem. Oczywiście obowiązkowe foto się należy.

Polskie Betlejem

79- 107,5 km Widlice->Rynek w Nowem

Za Widlicami powoli żegnamy się z asfaltem i wpadamy do lasu. Na pobliskim parkingu lub chwilę wcześniej na pobliskim przystanku polecamy chwilę odsapnąć, bo ten odcinek jest dość uciążliwy dla amatorów takich jak my. Do pokonania jest kilka krótszych i dłuższych wzniesień o różnym % nachylenia.

Lokalne centrum regeneracji i odpoczynku

W bliższym Widlic rezerwacie o nazwie „Wiosło Małe” warto wspiąć się na skarpę i odnaleźć osobliwy pomnik. To licowana kamieniem czworościenna budowla, wysoka na ok. 3 m. Przypomina antyczną budowlę. Na każdej ze ścian znajdują się tablice z zachowanymi niemieckimi napisami. Z ich treści wynika, że pomnik postawiono dla uczczenia Gottlieba Schmida (1800-1881), projektanta prac regulacyjnych w Dolinie Dolnej Wisły. To dosłownie kilkadziesiąt metrów z leśnego parkingu, który jest 300 metrów od lokalnego przystanku.

Kontynuujemy drogę Wiślaną Trasą Rowerową i zmierzamy do miejscowości Nowe. Po wjeździe do niej uciekamy szybko z ruchliwej głównej ulicy i kierujemy się do centrum bocznymi uliczkami. Na jednej z nich, vis-à-vis kościoła i kaplicy św. Jerzego (z ciekawą historią) napotykamy niecodzienną, naścienną kapliczkę. Przypadkowa Pani, która zagadnęła do nas przekazała nam, że jest to „czwarta kapliczka w Europie” i mamy sobie odnaleźć info o niej na FB. Po czym poszła dalej. Hmm, szukaliśmy, żeby dowiedzieć się co miała na myśli, ale na razie bez efektów. Może kiedyś coś o niej znajdziemy.

Robimy nieplanowaną pauzę na Rynku w Nowem. Kupujemy na ochłodę rzemieślnicze lody (znowu ogromne porcje!) z lokalnej piekarnio-cukierni i nieukrywaną radością odpoczywamy w słońcu przy rynkowej fontannie. Urokliwe miasteczko, chciałoby się dziś zostać na dłużej. Zobaczyć pobliskie kamieniczki, zwiedzić zamek i zjeść dobry obiad, ale komu w drogę, temu wrotki… YHM, rower oczywiście. Lecimy dalej!

107,5-130 km Nowe->Grudziądz

Do samego Grudziądza jedziemy WTR. Mijamy Tryl, dwa Zajączkowa, Mątawy, a zaraz za Dragaczem przekraczamy Wisłę mostem im. Bronisława Malinowskiego, polskiego olimpijczyka, który zginął w wypadku samochodowym właśnie w tym miejscu. Za mostem skręcamy w stronę mariny i Starego Miasta.

Osobiście jestem pod dużym wrażeniem jak zmienił się Grudziądz. Mój ostatni pobyt był tu w latach 90tych, zaraz po transformacji ustrojowej i jak wszędzie panował tu nieład, bylejakość, szarość i marazm. Dziś to zupełnie inne miasto. Odnowiona marina, bulwary nadwiślańskie, ścieżki rowerowe i spacerowe, odnowiony rynek. No pięknie! Kiedyś tu wpadniemy na pieszy przegląd miasta. Robimy odpoczynek na rynku, kończymy zapasy spożywcze, nogi pozbawione butów i korby odpoczywają razem z nami. Czekamy na pociąg powrotny do Trójmiasta, a w głowie kolejne pomysły na następne trasy.

To był nasza pierwsza rowerowa wielodniówka. Wnioski jakie wyciągnęliśmy to na pewno:

  • nie robimy więcej jak 50 km dziennie, bo chcemy łapać widoki, zwiedzać, dotykać, chłonąć ciekawe miejsca, a nie tylko kręcić;
  • dokładniej dobieramy ubiór i szybciej reagujemy na jego zmianę, bo może poparzeń nie mieliśmy, ale ramiona jednak swoje dostały od słońca;
  • noclegów nie zostawiamy na spontana, szczególnie w małych miejscowościach, bo można się zdziwić, no chyba, że nie liczymy się z kosztami;
  • resztę zostawiamy bez zmian, bo chcemy się dobrze bawić, a nie realizować sztywny harmonogram wycieczki szkolnej.

Do zobaczenia na ścieżce!

Ślady GPS z wycieczki pobierzecie z map.

2022.05.15 – Reda PKP-Wejherowo Rynek

bike

Młodzieżowe kręcenie

Reda (0,0)-Połchowo (8,0)-Sławutówko (10,2)-Sławutowo Średniowieczna Osada (13,0)-Leśniczówka Kąpino (23,8)-Wejherowo Rynek (29,2)

Tym razem, to młodzież była inspiratorem trasy. Miało nie być za długo, miało nie być za ciężko, miało być fajnie. Nam dwa razy nie trzeba było mówić, bo w dzisiejszych czasach ciężko wyrwać dzieciaki z przed ekranów wszelkich rozmiarów, a co dopiero jak mają w opcji zmęczenie się.

Więc do dzieła. Zrobiliśmy kilka wariantów w okolicach Trójmiasta z łatwą możliwością dojazdu na start i powrót. Wybraliśmy naszym zdaniem optymalny biorąc nawet pod uwagę kierunek i siłę wiatru, co by naszych debiutantów nie zrazić. Oczywiście to żart, bo mają już kilka wyjazdów za sobą. Wstępnie trasa miała 24 km, ale zawsze człowiek gdzieś skręci, coś wymyśli po drodze, napotka jakąś nieplanowaną atrakcję i kilometry się dodają.

Trasa przebiega każdym rodzajem nawierzchni. Zagłębimy się zarówno w centrum Puszczy Darżlubskiej, jak i pokonamy kilkaset metrów mocno uczęszczaną drogą łączącą Trójmiasto z Helem. Na szczęście bezpiecznie jadąc szerokim poboczem.

0-8,0 km Reda PKP-Połchowo

Zaczynamy wycieczkę przy stacji PKP Reda. Bezproblemowy dojazd do niej zapewniła nam jak zawsze niezastąpiona na naszych wycieczkach SKM Trójmiasto. Pogoda przyjemna, słonecznie, ale niestety wiatru nie uniknęliśmy. Na szczęście duża część przebiegać będzie w lasach okalających Małe Trójmiasto.

Na rogatki Redy docieramy drogami rowerowymi biegnącymi wzdłuż ulic. Niestety zdarzają się jeszcze białe plamy w sieci DR, ale jest ich co raz mniej, co nas bardzo cieszy. Założenia były takie, żeby dotrzeć do Alei Lipowej na północy miasta i tędy opuścić Redę. Jednak zdecydowaliśmy się zjechać wcześniej z ulicy Obwodowej i pokonać ten odcinek bezdrożami oraz płytami wzdłuż prawej strony rzeki Redy. Tu czekały na nas malownicze pola kwitnącego rzepaku (rozpoczęcie sezonu fotograficznego Rzepiar), piękny widok na wysoczyznę Pucką i sielski spokój od miejskiego zgiełku. Na wysokości Redy-Rekowo przekraczamy rzekę mostkiem i docieramy na rogatki miasta. I tu mała niespodzianka dla naszej młodzieży (my wiedzieliśmy co nas czeka), dość spory podjazd do wsi Połchowo, bo przecież jakoś trzeba na tę wysoczyznę wjechać. Po zapewnieniach, że to jedyne takie przewyższenie docieramy na szczyt. Miny na razie trochę przygaszone, jednak ratuje nas miejscowy sklep z lodami i wspaniałe miejsce wypoczynku nad stawem w centrum wsi, więc humory wracają.

Pierwsze wzmianki o Połchowie pochodzą z 1303 roku i była to wtedy osada książęca. Dziś jest to niewielka wieś leżąca niedaleko trasy Reda-Władysławowo. Centrum wita nas dużym, wyróżniającym się napisem POŁCHOWO, a przy nim staw z fontanną, plac zabaw dla najmłodszych, ławeczki dla zmęczonych, miejsce dla wędkarzy, wiata z miejscem na grilla i ognisko, siłownia pod chmurką, oświetlone ciągi piesze i parking. Takie atrakcje zapewnia mieszkańcom Gmina, jednocześnie podnosząc walor turystyczny miejscowości. Pięknie zrewitalizowane i zadbane miejsce służy mieszkańcom i jak się namacalnie okazuje turystom też. Pogoda nam sprzyja, więc z lodami w ręku spędzamy sporą chwilę, a pobyt umila nam klekotanie zakochanej pary bocianów w gnieździe. Tego nie mamy w Gdyni.

8,0-13,0 km Połchowo-Sławutowo Osada Średniowieczna

Po złapaniu oddechu ruszamy dalej. Musimy wyjechać ze wsi i dotrzeć do ruchliwego odcinka trasy na Hel, który pokonamy bezpiecznie (szerokie pobocze) i w miarę szybko (bo z górki). Niespełna kilometr mija nam w oka mgnieniu i we wsi Sławutówko skręcamy w lewo na podrzędną drogę. Tu rzucamy ostatnie spojrzenia na żółte pola, bo już od teraz w zasadzie zanurzamy się w Puszczy.

Zanim dotrzemy do Sławutowa, to zaraz po zjeździe z głównej drogi mijamy Park Ewolucji w Sławutówku. Przesłaniem tematycznym parku jest szeroka edukacja przybliżająca najstarsze dzieje świata. Atrakcje nawiązują do życia, jakie istniało miliony lat temu na Ziemi. Przedstawiono tu w niezwykle ciekawy sposób historię naszego globu, od Wielkiego Wybuchu do świata starożytnego. Fajne miejsce na spędzenie ciepłego dnia z dzieciakami. Tu czeka na nich kino, batyskaf, rollercoaster, piramida, Sfinks, Stonehenge, pojazdy Flinstonów czy ścieżka dinozaurów. Zmęczeni zjecie na miejscu pizzę, gofry czy lody w lokalnym Snack Barze. Tu trzeba spędzić cały dzień, a nie godzinę, więc trochę z marsową miną jedziemy dalej. Z uwagi na bliskość zawsze możemy tu wrócić, więc nic straconego.

Za chwilę Średniowieczna Osada w Sławutowie, ale po drodze zatrzymują nas jakieś barany. Tak, barany… no może jeden baran i stado owiec pasące się na prywatnej parceli zagłębionej w lesie. Donośne beczenie i domaganie się garści świeżej trawy stało się aktualnym hitem, więc po Parku Ewolucji nie zostało wspomnień. Spędzamy tu z wielkimi uśmiechami na twarzy dobry kwadrans, Jedni są kosiarzami i zbierają trawę z okolicy, inni są karmiącymi wełnianą grupę. Z żalem opuszczamy te prześmieszne stado.

Docieramy do Średniowiecznej Osady w Sławutowie. Samą wieś omijamy bokiem i „skrótem” przez las wjeżdżamy w bramy grodziska. Teraz młodzież nie wykazuje animuszu na zwiedzanie. Podobno już tu byli, a może w jakimś podobnym, a to takie same jest…, w każdym razie grzecznie dziękują za zwiedzanie. Więc zapada decyzja o dłuższej przewie na pobliskim leśnym parkingu.

Kilka słów o samej osadzie i jej atrakcjach opisałem w mini relacji z wycieczki wejherowska pętla.

13,0-23,8 Sławutowo-Leśniczówka Kąpino

Po regeneracji sił wskakujemy na nasze rumaki i od teraz do samego wjazdu do Wejherowa oddychamy powietrzem Puszczy Darżlubskiej.

Darżlëbsczé Lasë, to zwarty kompleks leśny o powierzchni ponad 15 000 ha, w którym wyodrębniono dwa rezerwaty przyrody „Darżlubskie Buki” i „Źródliska Czarnej Wody”. Jest tutaj wiele ciekawych miejsc, choćby: tajemnicze głazy narzutowe, z którymi wiążą się różne legendy np. Diabelski Kamień, Boża Stopka, Parkun i wiele innych Jest kapliczka z butelek, cmentarzysko kurhanowe, czy krzyż upamiętniający leśniczego Ferdynanda Baufsa postawiony między dwoma lipami. W puszczy znajduje się także miejsce męczeństwa mieszkańców Pomorza – Wielka Piaśnica zwana Małym Katyniem lub Kaszubską Golgotą.

Nie jest się w stanie zobaczyć wszystkiego na raz, bo dnia i zapewne sił by nie starczyło. Trzeba planować przejazd konkretnie pod obiekty, które chce się zobaczyć. Tym razem odwiedziliśmy miejsce upamiętniające leśniczego. Krótką historię tej rodziny możemy przeczytać na tabliczce informacyjnej w pobliżu krzyża.

Po lekcji lokalnej historii zmierzamy ku końcowi tej przemiłej wyprawy. Droga wiedzie szerokimi duktami leśnymi, które zmienią się w asfaltową drogę będącą miejscem aktywnego wypoczynku mieszkańców Wejherowa i okolic. Począwszy od leśniczówki Kąpino (patrząc od strony Wejherowa) przez kilka kilometrów mamy fajną z ograniczonym ruchem samochodowym, wyasfaltowaną drogę. Miejsce idealne dla spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów, rolkarzy czy deskarzy. Na całej długości tej drogi od czasu do czasu napotkamy na drewniane rzeźby artystów. Przy samej leśniczówce odpoczniemy na przygotowanym przez Lasy Państwowe miejscu piknikowym. Wiaty, ławeczki ze stołami, miejsca na ognisko i duży parking są w sezonie grillowym dość mocno oblegane. Nie ma jednak problemu z rozłożeniem koców na samej trawie i zrelaksowaniu się od trudów codzienności. My spędzamy tu chwilę i ruszamy na finiszowe lody na Rynku w Wejherowie.

Na rynek docieramy dość szybko nowymi drogami rowerowymi. Wpadamy do lokalnej knajpki na późny obiad i na szczęście z uśmiechami wspominamy dzisiejsze kręcenie. O dziwo padają pytania o następny wyjazd! Czemu nie, my (dorośli) jesteśmy jak najbardziej ZA! Kończymy na dziś i wracamy naszą ulubioną SKM-ką do Gdyni. To był fajny dzień.

Do zobaczenia na kolejnej ścieżce!

Ślady GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

2022.04.30 – O rany! Tulipany!

bike

Relacja z wycieczki na pole tulipanów w Cedrach Wielkich

Kilometraż wycieczki:
Pruszcz Gdański PKP (0,0) – Cieplewo (3,0) – Grabiny Zameczek (12,0) – Wróblewo (15,8) – Miłocin (21,7) – Cedry Wielkie (O rany, Tulipany) (25,0) – Koszwały (31,0) – Przejazdowo (38,0) – Gdańsk Śródmieście SKM (46,7)

Od tygodni prawie codziennie słyszę „jeszcze nieczynne”, „jeszcze nie mają”, „może w majówkę?”, „niestety po majówce”, „a jednak otworzą w majówkę!”, więc nie było innej możliwości jak zacząć majowy weekend odwiedzając O rany, Tulipany w Cedrach Wielkich, ale szczegóły za chwilę.

Krótko o trasie. Na start wybraliśmy dworzec PKP w Pruszczu Gdańskim, bo łatwo nam tutaj dojechać z Gdyni i kilometraż nie robi się jakiś kosmiczny. Długość ~47 km. W zasadzie 90% drogi pokonujemy drogami rowerowymi/pieszo-rowerowymi, żuławskimi płytami JUMBO, gruntowymi. Niewielka część wiedzie lokalnymi drogami asfaltowymi, ale z niewielkim natężeniem ruchu, a dużym plusem (oprócz oczywiście tulipanów, które można samodzielnie wybrać i zerwać), to trasa praktycznie bez podjazdów, prawie płaska jak stół lub jak przysłowiowa Tereska 😉 Ślad GPS możecie pobrać z mapy.

0-3 km Pruszcz Gdański (PKP)->Cieplewo

Po wyjściu z tunelu dworca od razu znajdujemy się na mini deptaku/ryneczku, więc to dobra chwila dla zapominalskich na zaopatrzenie się w picie czy batona, a my ruszamy od razu, bo u nas zapominalskich nie było. Zaczynamy szeroką, asfaltową drogą pieszo-rowerową. Pogoda nam dzisiaj dopisuje, bo już długo nie mieliśmy okazji jechać w bezchmurny i bezwietrzny dzień. Po ok. 1,5 km skręcamy w kierunku torów kolejowych i trzymając się ich mieszanymi drogami docieramy do pierwszej miejscowości Cieplewo.

3-12 km Cieplewo->Grabiny-Zameczek

Bez zbędnego postoju w Cieplewie jedziemy dalej. Od tego miejsca zaczynamy podziwiać prawdziwie żuławskie krajobrazy. Zaskakuje nas z każdym kilometrem niezliczona ilość kanałów, rowów i oczywiście charakterystyczne dla tego terenu wierzby. Zaraz za Cieplewem żegnamy linię kolejową, a od tej chwili, przez ponad 6 km, aż do ujścia do Motławy będzie nam towarzyszyć rzeka Kłodawa. Na tym (dolnym) odcinku rzeka zdecydowanie spowalnia i płynie bardziej liniowo, kanałem nizinnym aż do miejscowości Grabiny-Zameczek. Ten odcinek w zasadzie dominują płyty typu JUMBO, ale nie było tragedii. Są dość dobrze spasowane, bez większych ubytków i dobrze wypełnione otwory w płytach dają w miarę komfortową jazdę, a czas szybko mija na plotkach i podziwianiu pięknych okoliczności przyrody. Docieramy do ujścia Kłodawy do Motławy.

Niegdyś zanim Kłodawa uchodziła do Motławy zasilała jeszcze młyn oraz fosę lokalnego zameczku rycerskiego wybudowanego w 1406 r. Jej wody przeprowadzono wówczas akweduktem ponad rzeką zbiorczą i dopiero za młynem wpadały do Motławy. Jeżeli młyn nie pracował, obsługa mogła za pomocą zastawek zamknąć akwedukt i skierować wody Kłodawy od razu do Motławy (tak jak obecnie). Akwedukt funkcjonował do początku XX wieku. Do roku 2002 wody Kłodawy były przeprowadzone pod dnem Motławy syfonem na drugą stronę i odkrytym kanałem tzw. foluszem w rejon zamku i młyna. Młyn pracuje do dzisiaj, ale nie jest już napędzany turbiną wodną.

Korzystając z okazji kolejny raz odwiedziliśmy ruiny zamku krzyżackiego i celem poratowania zdrowia pojechaliśmy do miejscowego sklepu na lody.

12-25 km Grabiny-Zameczek->Cedry Wielkie

Ten odcinek pokonujemy brukową drogą rowerową, płytami i szosą asfaltową. Mijamy Wróblewo z nową przystanią kajakową i przepięknym XVI-to wiecznym kościołem szachulcowym. Podziwialiśmy go już przy okazji wycieczki z Tczewa do Gdańska. Zaraz za Wróblewem żegnamy Motławę i wałem, po płytach pośród otaczających nas niezliczonych kanałów i rowów docieramy do Miłocina. Spędzamy tu niewielką chwilę, bo trafiliśmy na nieplanowany punkt wycieczki – ruiny, a w zasadzie miejsce po kościele i cmentarzu przykościelnym, w pobliżu których stoi też odnowiony dom podcieniowy z 1730 roku. Kontynuujemy trasę lokalną asfaltową drogą, na szczęcie krótką i niezbyt ruchliwą.

25 km Cedry Wielkie (O rany, Tulipany)

Osiągnęliśmy cel dzisiejszej wyprawy. Prywatny kwiatowy ogród, w którym możesz podziwiać, zbierać i kupować przepiękne tulipany. Choć holenderskie niekończące się pola robią dużo większe wrażenie, to nie ukrywając pierwszy raz widzieliśmy tyle kwiatów w jednym miejscu. Ten piękny ogród możecie odwiedzać w czasie sezonu kwitnienia tych przepięknych kwiatów. Znajduje się za budynkiem miejscowego Żuławskiego Ośrodka Kultury i Sportu w Cedrach Wielkich. Szczegóły otwarcia, dostępności kwiatów i przepiękne sesje foto na bieżąco przekazywane są na ich profilu Facebook. Spektakularne dywany kwiatowe, to wspólne dzieło Państwa Marioli i Tomasza Luzarów i pani Anny van der Burg-Czekała. Cieszymy się, że w pobliżu mamy taką atrakcję.

Wejściówka na pole kosztuje obecnie jedynie dyszkę polskich złotych, a mamy już w niej zawarty voucher na 5 szt. tulipanów. Każdy kolejny kwiatek, to jedynie złotóweczka od sztuki! Brać, kupować, nie żałować! Za sesję foto przemiła obsługa nie kasuje nic, w końcu reklama jest dźwignią handlu. My trafiliśmy na jeden z pierwszych, jak nie pierwszy dzień otwarcia, więc na szczęście nie było ogromnego tłoku, ale i tak bezustannie trwała wymiana kupujących na polu. A co się dzieje w pełni sezonu, to możecie zobaczyć na filmach umieszczonych na ich profilu – istne mrowisko odwiedzających.

Obsługa na dzień dobry wręczy wam koszyk lub wiaderko i poinstruuje jak zrywać kwiatowe wybrańce. Z moich obserwacji nikt nie wyszedł bez dużego bukietu, co oczywiście zupełnie mnie nie dziwi. My tu spędziliśmy ponad godzinę oglądając, fotografując i oczywiście zbierając co piękniejsze okazy. Więc jak wszyscy wyszliśmy z dużymi naręczami tulipanów, które przed sobą mają 20 km jazdy w sakwie rowerowej. Dla nie zawsze zainteresowanych kwiatami dzieciaków na miejscu jest plac zabaw i siłownia na wolnym powietrzu. Można też odpocząć na ławeczkach przy placu, to naprawdę przemiłe i urocze miejsce.

Ruszamy w drogę powrotną!

25-46,7 km Cedry Wielkie->Gdańsk Śródmieście (SKM)

Cofamy się troszeczkę (do wjazdu do Cedr) i skręcamy w drogę wyłożoną płytami. Kierunek na S7 wzdłuż której dojedziemy w okolice Gdańska. Powoli, racząc się żuławską przyrodą kręcimy kolejne kilometry pośród kanałów i niekończących się pól. Kilometry szybko uciekają, bo na szczęście wiatru jak na lekarstwo, temperatura optymalna i droga płaska. Docieramy do ekspresówki i raz jej prawą, raz lewą stroną zbliżamy się byłymi jezdniami lub drogami technicznymi do Gdańska. W Przejazdowie wskakujemy już na typowe drogi dla rowerów i wzdłuż głównej arterii docieramy do pierwszego przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej. I tu kończymy dzisiejszy rowerowy wypad.

Wyprawa w 100% udana, pogoda na medal, trasa jak najbardziej przyjazna i bezpieczna. Uczestnicy wycieczki dali radę bez problemu, a nie wszyscy wśród z nas są obyci na co dzień z rowerem. Kwiaty zaś odżyły, przepięknie prezentują się w wazonach i przypominają o pięknym rozpoczęciu majówki.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na kolejnej ścieżce!

2022.04.25 – Wokół jeziora Kruszyńskiego

bike

Blachowo (Wsza Buda)-Peplin-Windorp-Kruszyn-Gapowo-Blachowo (Wsza Buda)

0-14 km Wsza Buda->Wsza Buda

Na zakończenie pobytu w naszym przysiółku, a wręcz pojedynczym gospodarstwie Wsza Buda (nazwa jest prześmieszna) wyskoczyliśmy na krótką, bo niespełna 14 km pętelkę wokół jeziora Kruszyńskiego. Było szybko, łatwo i przyjemnie. Obawialiśmy się zdecydowanie chłodniejszego dnia niż wczoraj, ale z zapowiadanych 5°C zrobiło się 9°C z niewielkim wiatrem, więc było przyjemnie. Część trasy pokryła się z wczorajszym wypadem po Literackim Szlaku im. Anny Łajming. Takim miłym akcentem zakończyliśmy dwudniowy pobyt w Zaborskim Parku Krajobrazowym.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na ścieżce!

2022.04.24 – Literacki Szlak im. Anny Łajming

bike

Relacja z wycieczki rowerowej po Zaborskim Parku Krajobrazowym


Szlak oznaczono żółto-czarno-żółtym kolorem , a kilometraż wygląda mniej więcej tak:


Brusy PKP (0,0)-Zalesie (5,0)-Leśno (8,8)-Wysoka Zaborska (13,5)-Przymuszewo (16,0)-Lendy (16,8)-Bytówko (19,0)-Mutkowo (21,5)-Sominy (24,0)-Skoszewo (25,5)-Skoszewko (26,8)-Gapowo (28,2)-Kruszyn (34,5)-Parzyn (38,0)-Kaszuba (42,0)-Warszyn (44,0)-Małe Chełmy (50,0)-Wielkie Chełmy (52,0)

Po kilku podejściach do wyjazdu w końcu nadszedł ten dzień. Tym razem z kilku propozycji wybraliśmy Zaborski Park Krajobrazowy i jego północno-zachodnią część, konkretnie Literacki Szlak im. Anny Łajming, którego długość pierwotnie wynosiła 42 km. Mniej więcej w 2020 r. został przedłużony do miejscowości Wielkie Chełmy i obecnie ma długość około 52 km. Śmiało można dokręcić ok 5-6 km i zamknąć pętlę w Brusach. Inne wycieczki z ZPK możecie zobaczyć we wpisach Kaszubska Marszruta oraz Mała pętla.

Szlak im. Anny Łajming został zainicjowany przez pana Zbigniewa Gierszewskiego, nauczyciela Kaszubskiego Liceum Ogólnokształcącego w Brusach, któremu twórczość pisarki była bliska. Wiele ciekawostek z życia, twórczości kaszubskiej pisarki i literacki opis szlaku z wplecionymi tekstami poetki można wyczytać w Przewodniku historyczno-literackim wydanym przez Zaborskie Towarzystwo Naukowe.

Szlak jest średniej trudności, na którym pojedziemy każdym rodzajem nawierzchni. Nieliczne, krótkie odcinki prowadzą lokalnymi drogami publicznymi. Panuje na nich mały ruch, to nie były żadnym problemem. Na wyjazd zalecam rower górski lub dobrym turystyczny, którym bez większych problemów też można pokonać tę trasę. Drogi są na całej długości praktycznie utwardzone, nawet te szutrowe i gruntowe. Pojedyncze miejsca były miejscami trochę zapiaszczone, jednak tragedii nie było i bez większego wysiłku pokonaliśmy je.

Niestety szlak jest bardzo słabo oznakowany. W zasadzie bez nawigacji i wprowadzonego śladu GPS nie polecam się nim wybierać, bo nawet dość szczegółowa mapa papierowa, może okazać się niewystarczająca. Chyba, że chcecie spędzić większość czasu z nosem w mapie. Teoretycznie w ostatnich latach naniesiono nowe oznakowanie, ale porównując go do wielu innych szlaków, którymi mieliśmy przyjemność jeździć, to można powiedzieć – jest skromne. Zdarza się, że nawet na ważnych rozwidleniach czy krzyżówkach brakuje czytelnego oznakowania. Jednak niech to oczywiście nikogo nie zniechęca. Przyroda, wszelkie atrakcje, przyjemność z podróżowania z nawiązką zniwelują te małe niedogodności.

My zrobiliśmy pętlę i na przekór wszystkiemu nie zaczęliśmy w Brusach, bo biorąc pod uwagę nasze miejsce pobytu start odbył się w naszym przysiółku. A dokładniej spod pojedynczej zagrody w miejscu o niezbyt nobilitującej nazwie Wsza Buda. Żeby wszystko było jeszcze bardziej zakręcone, to pojechaliśmy pod prąd wytyczonego kierunku. na końcu okazało się, że nie miało to większego znaczenia.

0-4,5 km Blachowo (Wsza Buda)->Sominy

Ruszyliśmy w kierunku Somin z naszej noclegowni, którą nazwaliśmy Kiosk RUCHU, bo takie mieliśmy pierwsze skojarzenie. Pogoda na szczęście dziś ma dopisywać co czujemy już na pierwszym kilometrze i powoli rozluźniamy zamki pod szyją. Droga jest szeroka, utwardzona, profil drogi falisty, ale nie męczący. Na pierwszy rzut obraliśmy zobaczenie kościółka w Sominach.

Powstał on w XVIII w., drewniany o konstrukcji zrębowej, dwukondygnacyjny, kryty gontem. Wewnątrz znajduje się barokowy, bogato zdobiony ołtarz, a w nim obraz przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa. W wieży zaś ukryte są dwa dzwony, w tym jeden z napisem w języku staro – cerkiewno – słowiańskim, niestety choć to niedziela, nie dane nam było zobaczyć wnętrza, bo zamknięte na cztery spusty. Wejście na teren parafii ozdabia od 1998 r. piękna kapliczka Matki Boskiej Brzemiennej autorstwa Adama Szczepanika. Wnęką na figurę jest wydrążony pień drzewa zwieńczony dachem.

Vis-à-vis kościoła stoi pięknie odnowiona Zagroda Owczarza. Znajduje się tu mini-skansen, a w XIX-wiecznej chacie podziwiać można wystrój dawnego kaszubskiego domostwa z oryginalnym zapieckiem. Chacie towarzyszą chlew z podcieniami oraz wozownia. Ogólnie Sominy zasługują na odwiedziny, a szczególnie latem, bo są piękne.

4,5-11,3 km Sominy->Przymuszewo

Po krótkim postoju w Sominach ruszamy dalej. Punktem docelowym tego odcinka jest Przymuszewo – gdzie urodziła się i spędziła dzieciństwo Anna Łajming z d. Żmuda-Trzebiatowska.
Zaraz za Sominami przecinamy przesmyk łączący jeziora Somińskie i Dywańskie i zjeżdżamy z głównej drogi na zaborskie bezdroża. Jedziemy wzdłuż jeziora Somińskiego, aż po prawie południowy jego koniec. Pięknymi lasami, polami docieramy do malutkiej wsi Lendy, a dosłownie za chwilę docieramy do Przymuszewa.

W tej wsi urodziła się, dorastała i pobierała podstawową naukę nasza patronka szlaku. W Przymuszewie Ania spędziła pierwsze 16 lat swego życia. Tu chodziła do niemieckiej szkoły wybudowanej na jej oczach w 1908
roku. Przy szkole rosną 3 dęby: Piłsudzki, Mościcki i Haller, rówieśnicy Ani, posadzeni w rocznicę Konstytucji 3 Maja. W szkole jedną z sal wypełniają pamiątki po najsłynniejszej przymuszewiance. Rodzina Żmuda Trzebiatowskich zamieszkiwała wspólnie w jednym domu z niemiecką rodziną Heringów, z którymi doskonale porozumiewali się po kaszubsku. Trzebiatowscy zajmowali jego południową część, gdzie obecnie wisi tablica pamiątkowa upamiętniająca pisarkę.

11,3-17,7 km Przymuszewo->Leśno

Po miłych wspomnieniach o kaszubskiej poetce ruszyliśmy dalej. Tym razem mijając malutką wieś Wysoka Zaborska docieramy do malowniczej wsi Leśno. Podobnie jak w Sominach znajduje się tutaj równie piękny drewniany kościół, ten jest jednak dużo starszy bo z ok. 1650 r. Trójnawowy o konstrukcji zrębowej z najwyższą w Polsce drewnianą wieżą-dzwonnicą o wysokości 32 m, a w niej dzwony: dwa z 1902 i jeden z 1939 r. oraz dach także kryty gontem. Po chwili zadumy i nacieszeniu wzroku lecimy dalej, kierunek Brusy.

17,7-25,7 km Leśno->Brusy

W zasadzie w Brusach nie planowaliśmy nic zwiedzać ani podziwiać, bo na to przeznaczony był kolejny dzień. Na pewno na uwagę zasługuje położony w centrum miejscowości ogromny (60 m długości, 26 m szerokości i 12 m wysokości) kościół pw. Wszystkich Świętych z pięknym wnętrzem i bardzo zadbanym otoczeniem. Świątynia charakteryzuje się dwiema zblokowanymi strzelistymi wieżami.
Planowaliśmy posilić się w jakiejś restauracji, a skończyliśmy na kawie i podgrzewanym panini z naleśnikami z Żabki, które z apetytem zjedliśmy siedząc na parapecie sklepu. A co tam, nie zawsze musi być stół i obrus. Po malutkim objeździe Brus kierujemy się na dalszą część trasy.

25,7-43,7 km Brusy->Kaszuba

Kierunek wieś Kaszuba, tu pierwotnie kończył się szlak Literacki. Z folderów jakie przechwyciłem w necie dowiedziałem się o przedłużeniu szlaku do miejscowości Wielkie Chełmy. Będziemy tę miejscowość mijać na tym odcinku trasy (przypominam, że jedziemy pod prąd szlaku). Nim jednak dotarliśmy do wymienionych miejscowości, spotkała nas miła niespodzianka, w pobliskiej miejscowości Brusy-Jaglie natrafiliśmy na kierunkowskaz „Skansen”. Długo nie myśląc zajechaliśmy rzucić okiem. I to okazało się gwoździem wycieczki.

Trafiliśmy na rodzinny dom kaszubskiego artysty. Wybitnego nosiciela tradycyjnych wartości własnego regionu i zasad ludowej estetyki, człowieka o niezwykłej osobowości i wszechstronnych zainteresowaniach; rzeźbiarza, malarza, konstruktora, filozofa, kolekcjonera zabytków kultury materialnej i folkloru. Miejscowego Leonarda da Vinici- Józefa Chełmowskiego. Nie ukrywam, że jesteśmy pod wrażeniem jego pomysłów, prac i myśli do chwili obecnej. Nietuzinkowy obserwator świata i wydarzeń. Na pewno tu jeszcze wrócimy!

Kolejne kilometry do Kaszuby w zasadzie upłynęły nam na rozmowie o panu Józefie, jego życiu i twórczości, które w telegraficznym skrócie opowiedziała nam wnuczka artysty. A na pewno można by spędzić tygodnie jak nie miesiące na gawędzie wspominając wydarzenia z jego życia. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem! Cały czas!

43,7-56,6 km Kaszuba->Blachowo (Wsza Buda)

W Kaszubie – malutkiej wioseczce rzuciliśmy szybko okiem na dwór rodziny Kossak-Główczewskich zbudowany w 1912 r. i na stary młyn, który dziś jest małą elektrownią wodną.
Kierunek kiosk RUCHU (nasz tegonocny dom). Nieplanowany postój w skansenie zabrał nam trochę czasu, wieczór się zbliża, a sił już co raz mniej.

Podsumowując, każdy kto jest zakochany w rowerze, przyrodzie, spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, to koniecznie musi przejechać ten szlak oraz odwiedzić dom i skansen. Więc zarezerwujcie dodatkowe 2 godziny, bo krócej się nie da. My jesteśmy szczerze zadowoleni z wycieczki. A z tego co mi doniosły moje wiewiórki, to już są chętni, którzy chcą z nami zrobić tę trasę.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na szlaku!

2022.03.25 – Lubiatowo-Latarnia Stilo-Lubiatowo

bike

Relacja z rowerowej wycieczki do latarni Stilo

Lubiatowo (parking nadleśnictwa) – Osetnik – Latarnia Stilo – Sasino – Słajszewo – Biebrowo – Kopalino – Lubiatowo (parking)

Pogoda dziś prawie idealna na rowerowy wypad za miasto. Małe pakowanko, rowery na bagażnik i po godzinie z kawałkiem jesteśmy w Lubiatowie na fajnym, dużym parkingu nadleśnictwa. Zaraz po wyjściu z auta możemy się cieszyć szumem i widokiem morza, bo zrobiono go nad samą linią brzegową. Duże brawa dla pomysłodawców. 30 i jeszcze kilka kilometrów przed nami. No to jazda!

0-9 km Parking w Lubiatowie->Osetnik i latarnia Stilo

Ten odcinek pokonaliśmy lekko, łatwo i przyjemnie. Jechaliśmy cały odcinek EV10/13 więc w zasadzie nie napotkaliśmy żadnych trudności. W Osetniku (dawna nazwa wsi, to właśnie STILO) kierujemy się na latarnię, bo to ona dziś była zasadniczym punktem do zobaczenia. Zamiast jednak przeanalizować dokładnie mapę, to postanowiliśmy wybrać pierwszą lepszą ścieżkę w jej kierunku i wpychamy/wciągamy rowery ledwo widoczną ścieżynką pośród nadmorskich sosen. Ale podsumowując, to nie było tak źle. Raptem 41 m n.p.m.

Wieża latarni Stilo położona jest na wierzchołku wydmy (wspomniane 41 m), odległej około 1000 m od morza. Latarnia zbudowana została przez Niemców na fundamencie z granitu i betonu. Wieża latarni, szesnastokątna, u podstawy o średnicy 7,3 m, natomiast u nasady laterny zwęża się do 3,9 m średnicy. Korpus jest wykonany z żeliwnych płyt, w kształcie trapez, większe u dołu, lecz o tej samej wysokości, 95 cm, każda łączonych śrubami i uszczelnianych ołowiem. Pomiędzy parterem i górną galerią znajduje się 10 kondygnacji, przez które przechodzą prawoskrętne schody. Niestety nie dane nam było zwiedzić jej, bo jeszcze sezon nad naszym morzem nie ruszył.

9->20 km Latarnia Stilo->Sasino

Od Pana Latarnika zjeżdżamy w dół już właściwą drogą dojazdową i kontynuujemy podróż jeszcze EV10/13, którą jednak po 4 km (na 13 km całkowitym) zostawiamy i kręcimy leśnymi duktami. Wcześniej jednak, zaraz po pożegnaniu Stilo wita nas mała, ale bardzo urokliwa wydma. Mała sesja foto i lecimy. Gdzieś po drodze przecinamy mostkiem rzekę Chełst, która ma swoje źródło na skraju lasów lęborskich (m. Gościęcino) i wpływa do j. Sarbsko, a w dalszym biegu jest dopływem rzeki Łeby. Leniwa, ale bardzo ładna. W końcu to jedna z najczystszych rzek w Polsce. Dalej lasami i duktami docieramy do Sasina.

20->30 km Sasino->Lubiatowo plaża

Po wjeździe do małej, urokliwej i znanej z rozwijającej się turystyki wsi Sasino modyfikujemy nieznacznie naszą trasę. Szukamy sklepu, bo chcemy uzupełnić nasze skromne zapasy prowiantu. Woda, wafelki, lody – ogarnęliśmy je jeszcze pod sklepem. Nadkładamy minimalnie z 2 km i wracamy na właściwy ślad. Pytaliśmy się jeden drugiego czy jedziemy zobaczyć pałac z poł. XIX w. z dwoma przybudówkami i dwuspadowym dachem zbudowany przez Wilhelma von Somnitz, w którym w czasach największego rozkwitu pracowało ponad 200 osób. Po wojnie Armia Czerwona splądrowała majątek, później był on ośrodkiem kolonijno-wczasowym, a od 1996 roku jest prywatną własnością. Jednak entuzjazmu i lasu rąk nie było więc odpuściliśmy sobie ten punkt. Na szczęście bywamy tu przynajmniej raz w roku, więc okazji będzie jeszcze wiele. Po drodze w okolicach wsi Słajszewo odkrywamy w lesie niezaznaczony na mapach stary cmentarz.

Ten odcinek wiódł zróżnicowanym terenem. Były ścieżki, dukty, utwardzone drogi rowerowe, a nawet kawałeczek asfaltem.

30->32 km Lubiatowo plaża->Lubiatowo parking nadleśnictwa

Na sam koniec jeszcze raz zaglądnęliśmy na przepiękną lubiatowskią plażę. Można tu spędzić cały dzień wsłuchując się w szum fal, łapiąc wiatr we włosy i spoglądać jak zaczarowany na morskie fale. Obowiązkowa sesja i wzdłuż linii brzegowej docieramy do lubiatowskich pól namiotowych, domków i ośrodków wczasowych. Dojadamy kanapki, dopijamy wodę, pakowanie i wracamy do Gdyni. Zawsze mało, zawsze żal wracać, ale mamy to szczęście, że zawsze możemy tu wpaść na kręcenie nawet spontanicznie, bo mamy raptem godzinkę jazdy samochodem.

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na ścieżce!

2022.03.15 – Gdyńskie rozpoczęcie sezonu

bike

28 kilometrowa pętla przez Gdynię.

Gdynia Pustki Cisowskie – Gdynia Pustki Cisowskie (pętla)

Od kilku dni pogoda dopisuje i zachęca do wyciągnięcia rowerów na dłuższą trasę. Dziś było do załatwienia kilka spraw na mieście, więc postanowiliśmy zrobić to rowerowo i wydłużyć trasę o kilka kilometrów zahaczając o nasze lasy.

Ruszyliśmy z Pustek Cisowskich i już od razu pierwszy PITSTOP Paczkomat. W zasadzie nie zdążyliśmy ruszyć dalej i kolejny PIT – myjnia, bo patrzeć nie mogliśmy na nasze maszyny.

Teraz na czystych maszynach spokojnie obraliśmy kierunek na Gdynię Główną, a dokładnie to do Banku i CH Riviera. Okazało się, że bank zlikwidowany, więc uroczą ulicą Świętojańską kierunek Centrum Handlowe. Tam pozwoliłem sobie na chwytanie promieni słonecznych, a przy okazji popilnowałem nasze rowery, druga połowa załatwiała kilka spraw w środku.

Teraz Mały Kack i moje sprawy. Jako, że jesteśmy zwolennikami ścieżek leśnych, gruntowych, a nie typowych DR i publicznych, to korzystając z okazji uciekliśmy na kilka chwil do TPK. Zamiast z Małokackiej skręcić w Halicką i jechać uliczkami, to wpadliśmy na obrzeża Parku i wzdłuż torów PKMki dotarliśmy do kolejnego PITSTOPU na placu Górnośląskim.

Po załatwieniu spraw obraliśmy kierunek na Karwiny. Długi podjazd wzdłuż Wielkopolskiej przypomniał nam na dobre, że samo się nie będzie pedałować i trzeba wygonić zimę z nóg. Na szczęście zawsze mi towarzyszy przy tym myśl, „że jak jest pod górkę, to będzie też z górki”. Na szczęście było to raptem 2,5 km więc poszło spokojnie.

Przed Karwinami skręt w prawo w kierunku nowych osiedli i TPK. Po wjeździe do lasu trzymamy się Czerwonego Szlaku Pieszego , na którym zaliczamy niewielki podjazd, a następnie Czarnego Pieszego i kto jeszcze tu nie był, to niech żałuje!

Fajnie poprowadzony szlak wzdłuż potoku Źródło Marii, wije się w dół po morenowym zboczu (mówiłem, że będzie z górki). Praktycznie cały teren tylko w minimalnym stopniu dotknięty jest ręką człowieka. Już sobie wyobrażamy wiosnę czy jesień w tym miejscu (na pewno tu przyjedziemy). Pięknie tu jest! Na dole szlak skręca w lewo i przecina potok. Spotkacie tu kilka przerzuconych przez niego drzew po których można by się pokusić o przejście nad nim, ale nie ryzykowaliśmy. Na ściąganie butów i brodzenie też chyba jeszcze za wcześnie.

Szybki look w mapę i w zasadzie bez żadnego nadrabiania obieramy kierunek na Witomino. Mijamy prawą stroną zbiornik retencyjny Krykulec i Rezerwat Kacze Łęgi. Tu potok Źródła Marii łączy się z rzeką Kaczą, która ma ujście do morza w Gdyni Orłowie w sąsiedztwie mola orłowskiego. Znów podjazd, ale na szczęście już krótszy i docieramy do kolejnej z dzielnic Gdyni. Tam bocznymi uliczkami przedzieramy się do TPK (to już trzeci raz dzisiaj). Teraz już tylko z górki. Kilka kilometrów odpoczynku i jesteśmy na Demptowie. Kawałek asfaltem, który na szczęście nie jest zbyt ruchliwą ulicą, tunel pod Obwodnicą i dom.

Polecam trasę, także dla rodzin z dziećmi (ale już dla takich co operują przerzutkami). Na spokojnie można ją przejechać robiąc postoje w fajnych miejscach, a tych nie brakuje po drodze. Także u nas sezon oficjalnie otwarty (nieoficjalnie to już trochę pojeździliśmy).

Ślad GPS z wycieczki pobierzecie z mapy.

Do zobaczenia na kolejnej ścieżce!