Kilometraż trasy: Kartuzy Centrum (0,0)-Pomnik Rybaka (1,4)-Pomnik Asesora (2,1)-Kosy (4,2)-Zamek w Łapalicach (8,2)-Park im. Towarzystwa Miłośników Kartuz (12,6)-Wyspa Łabędzia (13,4)-Grzybowo (15,3)-Klasztorna Struga-mostek przy oczyszczalni ścieków (16,7)-Promenada nad jeziorem Klasztornym Małym (18,6)- Kartuzy Centrum (19,2)
W poszukiwaniu dorobku umysłowego Wernhera von Braun’a
Kilometraż trasy: Zinnowitz parking Aldi (0,0)-Molo w Zinnowitz (2,5)-Trassenheide wejście na plażę (5,5)-Karlshagen centrum (10,6)-Peenemünde Muzeum (17,0)-Peenemünde okręt podwodny (17,7)-Karlshagen centrum (23,9)- Trassenheide wejście na plażę (29,0)- Zinnowitz parking Aldi (33,0)
Drugi dzień pobytu na Uznam. Nie mamy sztywnych planów co będziemy objeżdżać, więc z mojej strony padła propozycja do zrobienia małej pętli po północnej części wyspy i odwiedzenie miejscowości Peenemünde, gdzie w czasie II wojny światowej istniał ośrodek badawczy i produkcyjny III Rzeszy m.in. rakiet V1 i V2. Głosów sprzeciwu nie było, więc postanowione i jedziemy.
Dzień jakby troszkę cieplejszy niż wczorajszy, ale jest wiatr i niestety w linii brzegowej dość zimny. Trudno, to tylko 30 km, więc damy spokojnie radę, choć niektórzy wspominają coś o nabytym wczoraj „zapaleniu tyłka”. Pakujemy rowery na bagażnik i ruszamy ze Świnoujścia do Zinnowitz, gdzie zaparkujemy w dogodnym miejscu i rozpoczniemy pętlę. Na bieżąco wybór padł na parking przy markecie Aldi. Był pusty, bo dziś dzień wolny od pracy w Niemczech, duży, bezpłatny i w zasadzie leży prawie na zaplanowanej trasie, więc jak najbardziej jest ok. Szybkie zdjęcie i uzbrojenie rowerów, no i ruszamy.
Zinnowitz (niem. Ostseebad), to zaraz po Świnoujściu najstarszy kurort na wyspie Uznam. Małe, urokliwe miasteczko z około 5 tys. mieszkańców. Piękne piaszczyste plaże, zespół basenów i saun, molo z kapsułą przyciągają niezliczone ilości turystów. Na początek ładnymi uliczkami obieramy trasę na plażową promenadę. I już na dzień dobry miła niespodzianka – niemiecka feuerwehr (straż pożarna) prawdopodobnie świętuje przypadający za dwa dni Międzynarodowy Dzień Strażaka. Był koncert strażackiej orkiestry, oczywiście morze chmielowego trunku, pokazy wozów i sprzętu strażackiego, atrakcje dla dzieciaków. My wpadamy na molo z podwodną kapsułą.
To niezwykłe miejsce, jakie musi się znaleźć na liście tych, które warto zobaczyć. Obok 300 metrowego, drewnianego molo znajduje się podwodna kopuła. Jest to „gondola zanurzeniowa” – atrakcja niecodzienna i jedna z niewielu w Europie. Na niecałą godzinę gondola zanurza się do wody zamykając za sobą hermetyczne drzwi, a przez metrowe okna widać podwodne życie Morza Bałtyckiego. Niestety na widoczność w naszym Bałtyku za bardzo nie ma co liczyć. Meduzy, plankton, glony, to chyba wszystko co się uda zobaczyć. Czas wewnątrz jednak upłynie szybko, bo oprócz zerkania przez szyby, czas umili przewodnik (tylko po niemiecku) i wyświetlany trójwymiarowy film o podwodnym życiu na Ziemi. Atrakcja płatna, ale chętnych nie brakuje. Na końcu mola jest podwodna kapsuła, za to na początku, tuż przy promenadzie jest kawiarnia w kapsule, która nie tonie, a „lata”. W „Eisbude beim Lift-Cafe” zjecie lody, napijecie się kawy i uniesiecie się w górę podziwiając promenadę, molo i piaszczyste plaże Zinnowitz.
Ruszamy promenadą w dalszą drogę. Droga z utwardzonej po wjeździe do lasu zamienia się w szeroki, twardy dukt. Przez piękny sosnowy las docieramy szybko do nabrzeżnej części Trassenheide, gdzie niestety musimy ciut zmienić naszą trasę. Ze względów bezpieczeństwa część przyplażowa jest wyłączona z ruchu rowerów, a dostępna droga rowerowa odbija od morza i poprowadzona jest wzdłuż głównej drogi (będziemy nią wracać). Jako, że w lesie jest wiele ścieżek, to decydujemy się na jedną z nich i bezproblemowo jedziemy do Karlshagen. Mijamy niewielką część tej miejscowości i wzdłuż linii kolejowej niemieckiej UBB (taki odpowiednik trójmiejskiej SKM) obieramy kierunek na docelową miejscowość wypadu Peenemünde.
Może krótko o Peenemünde – (pol. Pianoujście, Kujawice) to niewielka miejscowość na północnym krańcu wyspy Uznam. Leży nad Bałtykiem, zgodnie z nazwą u ujścia Piany (Peenestrom), jednej z cieśnin łączącej Zalew Szczeciński z morzem. Oprócz rowerem czy autem można tu dojechać (jak wspomnieliśmy) kolejką Uznamską ze Świnoujścia (uwaga! przesiadka w miejscowości Zinnowitz). Mimo że jest to miejscowość maleńka i położona na uboczu, nazwę Peenemünde kojarzy każdy kto choć trochę zainteresowany jest historią II wojny światowej. To tu mieścił się niemiecki ośrodek badań nad nową bronią m.in. pociskami V-1 (Fiesler Fi-103) i V-2 (A4, Aggregat 4). Oznaczenie „V” rakiet pochodzi od sformułowania Vergeltungswaffe, czyli broń odwetowa nr 1 i 2. W 1945 roku cały ośrodek został zniszczony, urządzenia zdemontowane. Pozostawiono jedynie elektrownię, linię kolejową do Zinnowitz i lotnisko. Za czasów NRD cały teren dalej był niedostępny dla mieszkańców i turystów – stacjonowały tam wojska radzieckie i NRD-owskie. Dopiero po zjednoczeniu Niemiec, w 1992 roku Peenemünde i okolice zostały „odtajnione” i udostępnione turystom.
Już początkowe kilometry ścieżki wzdłuż torów pokazują pierwsze budynki, a w zasadzie ich resztki, które były częścią ośrodka badawczego. Mijamy stary dworzec pasażerski kolei zakładowej Karlshagen Siedlung (osiedle). Sieć dróg i torów kolejowych była prawdziwym priorytetem, jeśli chodzi o transport osób i dóbr na terenie Zakładów Doświadczalnych. Aby zachować ciągły rytm pracy i umożliwić system zmianowy, musiały docierać tu każdego dnia ze swojego zamieszkania tysiące osób. W tym celu stworzono sieć torów o długości 106 km posiadającą połączenia do różnych terenów Zakładów Doświadczalnych. Dworzec Karlshagen Siedlung był największym dworcem kolei zakładowej Peenemünde i służył do transportu osobowego. Posiadał trzy zadaszone częściowo perony (183 m), do których można było dotrzeć przez przejście podziemne z osiedla lub obozu Karlshagen (obozu VKN). Budynek dworcowy, który nie zachował się do dzisiaj, znajdował się na skraju osiedla. Pracownicy zakładów oraz ich rodziny podróżowali za darmo.
Tuż zaraz za dworcem kolejowym mijamy schrony przeciwlotnicze, rampę przeładunkową i docieramy do głównego komisariatu, a w zasadzie już tylko do jego odkrytych fundamentów i dosłownie za chwilę jesteśmy przy najbardziej monumentalnym miejscu – kompleksie Kraftwerk (elektrownia). Dziś jest tu główna siedziba Muzeum Historyczno-Technicznego Peenemünde, które mierzy się z historią powstania i stosowania wytwarzanej tu broni. Wystawy muzeum są dokumentacją tego, kto pracował w Peenemünde, jak wyglądało życie ludzi w tamtych czasach, a także dlaczego przeprowadzano tak szeroko zakrojone projekty zbrojeniowe. Jako, że z naszego grona, tylko ja jestem bardziej zainteresowany historią i wojskowością, to rezygnujemy z wejścia na teren muzeum i podziwiamy jego ogromną konstrukcję z zewnątrz. Widać też postawioną rakietę V-2 odmalowana w charakterystyczną biało-czarną kratę. Na dzień naszego pobytu ceny biletów kształtowały się tak: dorosły – 10 €, ulgowy (studenci, osoby niepełnosprawne) – 7 €, dzieci (powyżej 6 lat) – 2 €.
My zaś udajemy się na nabrzeże w porcie. Tu oprócz restauracji czy sklepów z pamiątkami możecie kontynuować historyczna przygodę, choć już nie związaną stricte z Ośrodkiem Badawczym, tylko zacumowane przy nabrzeżu i gotowe do zwiedzania:
radziecki okręt podwodny projektu 651 (NATO-Juliett) pochodzącego z okresu zimnej wojny. Jego poprzednie nazwy, to K-24, a potem B-124, a obecnie nosi nazwę U-461. Wybudowano 16 takich jednostek (z planowanych 72). Po rozpadzie ZSRR okręty te wycofano ze służby na Morzu Bałtyckim (ostatni w 1994 r.), a jeden z nich w 1998 roku trafił do Niemiec. Okręt w Peenemünde jest ponoć największym(?) okrętem podwodnym udostępnionym do zwiedzania. Zwiedzanie odbywa się samodzielnie od dziobu (przedział torpedowy), przez kolejne przedziały i pomieszczenia, aż do rufy. Plątanina kabli, rur i niezliczona ilość pokręteł, zaworów, manometrów oraz przeróżnych urządzeń da każdemu do myślenia jak dużą trzeba było wykazać się specjalistyczną wiedzą, żeby obsłużyć tę „masę żelastwa”.
mały okręt rakietowy projektu 1241RE (NATO-Tarantul I) „Hans Beimler” nr burtowy 575. Okręt używany przez NRD-owską Volksmarine w latach 1986-1990.
W planach mamy też zrobić sobie małą przerwę na kawę i lody, ale niestety ku naszemu wielkiemu zdziwieniu nikt nie akceptuje tu kart płatniczych! „Zahlung nur in bar”! Trudno, kawa będzie później. Robimy małą pauzę w słońcu i za chwilę jedziemy dalej – już kierunku powrotnym. Podsumowując samo Peenemünde – to malutka, senna i pusta miejscowość. Kilka uliczek, szkoła, jakaś knajpka. Miałem zupełnie inne wyobrażenie o niej. Możliwe, że w pełnym sezonie jest tu trochę więcej ludzi, ale na początku maja niestety nic tu się nie dzieje.
Wyjeżdżamy w kierunku Karlshagen polną drogą, miejscami wyłożoną niewygodnymi betonowymi płytami na zmianę z jumbo. Za to jest ona malowniczo położona pomiędzy Pianoujściem (Peenestrom), a malutkim jeziorem Cämmerer See. Po drodze mijamy kolejne miejsca i ruiny Ośrodka Badawczego: wał przeciwpowodziowy, przepompownia Piese, oczyszczalnia ścieków, zespoły bunkrów w rezerwacie Peenewiesen. Oczywiście wszystkie wymienione w relacji punkty, to nie jest całość. Nie byliśmy zobaczyć lotniska czy miejsca testowego rakiet. Nie wszystkie rejony są też dostępne ze względu na możliwe jeszcze występowanie niebezpiecznych pozostałości z czasów wojny. Jednakże miłośnicy historii powinni być zadowoleni.
Docieramy do Karlshagen, ale żeby nie powtarzać odcinków, którymi jechaliśmy, to wybieramy drogę rowerową przy głównej ulicy. Trzeba przyznać, że u naszych zachodnich sąsiadów myśli się o komforcie i przede wszystkim o bezpieczeństwie rowerzystów. Znajdujemy fajną stację benzynową, na której jest terminal i tu robimy pauzę na kawę, ciacho i niemieckie wursty. U nas są hot-dogi, u nich takie grubsze kiełbaski a’la parówkowe na gorąco, z musztardą i bułką. Nie powiem, smakowało.
Najedzeni, napici powoli kręcimy do Zinnowitz. Podziwiamy jeszcze fajną zabudowę mieszkalną, eleganckie, zadbane przydomowe ogródki, podglądamy namiociarzy i kamperowiczów (a sporo ich było!) na ośrodkach wypoczynkowych i tak docieramy do naszego punktu parkowania.
Ogólnie trasa bardzo przyjemna, płaska, jak najbardziej do zrobienia z dziećmi. Chcąc jednak zobaczyć muzeum od środka, zwiedzić okręty czy zanurzyć się w Bałtyku w podwodnej kapsule, to do 3 godzin powolnego kręcenia musicie dodać kolejne min. 3 godziny na dodatkowe atrakcje. Jak tylko pogoda będzie sprzyjać, to będzie to bardzo udana wycieczka.
Kilometraż trasy: Świnoujście (0,0)-Granica państwowa PL-DE (4,0)-Molo w Ahlbeck (7,2)-Molo w Heringsdorf (10,4)-Tarasy w koronach drzew (12,2)-Punkt widokowy (14,0)-Plaża nad jeziorem Wolgastsee (20,3)- Plaża nad jeziorem Wolgastsee-pętla (24,0)- Garz (28,4)- Kamminke cypel(31,9)- Granica państwowa DE-PL (34,5)-Świnoujście (38,2)
Dziś my zawitaliśmy z wizytą do Świnoujścia. To nasza kolejna wizyta rowerowa na Uznam. O ile poprzednia była spontanem rowerowym, to tym razem jechaliśmy z konkretnym celem. A dokładnie zawitać do malowniczej nadmorskiej miejscowości Heringsdorf (DE) i zobaczyć tam drewniane tarasy w koronach drzew z okazałą wieżą widokową, natomiast w drugi dzień odszukać niemieckiego konstruktora Wernhera von Braun’a. Jedyną przeszkodą może być zła pogoda, ale na szczęście prognozy są optymistyczne.
Naszą niespełna 40 kilometrową trasę rozpoczęliśmy w centrum Świnoujścia. Bezproblemowo i szybko docieramy ścieżkami rowerowymi, które przybywają w Świnoujściu jak grzyby po deszczu do nadmorskiej strefy i Promenadą Transgraniczną obieramy kierunek na Ahlbeck i granicę PL-DE. Ale może kilka słów o samym Świnoujściu i jej turystycznej perełce Promenadzie Historycznej.
Świnoujście – dziś prężnie rozwijająca się miejscowość turystyczna leżąca na 44 wyspach! – 3 duże Wolin, Uznam, Karsibór oraz 41 małych, niezamieszkałych wysepek, a kiedyś tzw. miasto zamknięte. W Polsce miasta zamknięte związane były z przebywaniem wojsk Związku Radzieckiego i jego bazami wojskowymi w ramach tzw. Północnej Grupy Wojsk, a Świnoujście było jedyną bazą morską spośród 76 miast w których stacjonowali.
Creme de la creme miasta, to wspomniana Historyczna Promenada Nadmorska. Niemal 1,5 kilometrowy szeroki, nowoczesny deptak graniczący z dzielnicą uzdrowiskową. Na zachodnim jej krańcu znajduje się tężnia solankowa. Można tu zrelaksować się na wygodnych ławeczkach lub spacerować rozkoszując się szumem solanki spływającej po gałązkach tarniny. Na całej długości promenady zachwyca zieleń, ustawiono mnóstwo wygodnych ławek, zamontowano stojaki na rowery i zacieniacze. Zarówno w dzień jak i po zmroku atrakcją jest zegar słoneczny otoczony wodną kurtyną, która rozsuwa się całkowicie o pełnej godzinie. Na każdym kroku nęcą nas sklepy i ogródki licznych restauracji, kawiarni czy barów. Spotkamy ulicznych grajków oraz mimów udających żywe posągi. Czas rozrywki dopełni wizyta w kasynie, oceanarium czy koncert w muszli koncertowej. To miejsce, w którym latem tętni życie tego miasta, a jednocześnie jest klimatycznie i spokojnie. Oczywiście oprócz Promenady Świnoujście oferuje wiele atrakcyjnych miejsc do zobaczenia, choćby najbardziej instagramowe miejsce miasta, czyli Stawa Młyny. Do tego Fort Anioła, Muzeum Obrony Wybrzeża, Muzeum Rybołówstwa, marina, oczywiście przepiękne plaże… i mnóstwo innych miejsc. Dużo by można napisać, ale najlepiej zobaczyć samu.
A więc jedziemy! Udostępniona w 2011 roku Promenada Transgraniczna łączy Świnoujście ze znajdującymi się po niemieckiej stronie Wyspy Uznam miastami Ahlbeck i Garz. Warto nadmienić, że Uznam jest drugą co wielkości wyspą w Niemczech, gdzie słońce świeci 1.900 godzin w roku, co czyni ją jednym z najbardziej nasłonecznionych regionów! Ścieżka jest świetlona co fantastycznie pomaga podróżować po zmroku, a na jej prawie 4 kilometrowej trasie ustawiono ławki i tablice związane z historią, fauną i florą tego regionu. Na Promenadzie znajduje się oczywiście punkt graniczny (kolejne instagramowe miejsce) Polska-Niemcy. Stąd też odchodzi drewniana kładka, którą dojdziemy nad morze. Pamiętajcie o wykupieniu opłaty klimatycznej obowiązującej po niemieckiej stronie i to bez względu na długość Waszego pobytu. Tę część trasy pokonujemy szybko, bo nie ma jeszcze dzikich tłumów, które lada chwila się zaczną. Robimy foto na instagramowym przejściu i lecimy ku Ahlbeck.
Ta rybacko-rolnicza miejscowość już kilka wieków wieków temu została dostrzeżona jako doskonałe miejsce uzdrowiskowe i taką funkcję spełnia do chwili obecnej. Tu perełką miasta jest zbudowane w 1899 roku i gruntownie odrestaurowane w 1993 roku molo (wstęp darmowy) wcinające się w Ostsee (Bałtyk) na 280 m. Przed wejściem, na placu przed molem podziwiać możemy piękny secesyjny zegar. Ahlbeck to oaza spokoju. Na próżno tu szukać straganów, jarmarków czy budek z pamiątkami, których nie brakuje po polskiej stronie. Plaże jeszcze pustawe – trochę za zimno, ale dla chętnych są już do wypożyczenia wiklinowe budki plażowe, które są chętnie zajmowane. Brr, trochę dziś wieje w nadmorskim pasie. Obowiązkowo uwieczniamy naszą wizytę w tej pięknej miejscowości i lecimy dalej. Następny punkt to …
Heringsdorf – Wioska Śledzi, to miasto i popularny letni ośrodek wypoczynkowy na Uznam. Dumą miasta jest drugie co do wielkości molo (czyli zaraz po sopockim!) w Europie i oczywiście przepiękne, piaszczyste plaże, które ciągną się nieskończenie w obydwie strony. Obecne molo nie jest pierwszą konstrukcją w tym miejscu. W latach 1891-93 zbudowano drewniany pomost o długości także prawie 500 m, wtedy najdłuższy nawet w Europie. Konstrukcja była bogato zdobiona, miała wieżyczki i kolumnady, ulokowano na niej też liczne sklepy i stragany oraz restaurację. Po II wojnie światowej pomost był prawie nieużywany i nie utrzymywany. Heringsdorf zajmowali Rosjanie utrzymując tu sanatoria dla swoich oficerów. W 1958 r. molo spłonęło, a za jego podpalenie skazano ponoć dwóch nastolatków. Odbudowano je dopiero po prawie 40. latach od pożaru i ponad sto lat od budowy pierwszej konstrukcji (1994-95r.). Obecna konstrukcja stanęła ok. 50 metrów od poprzedniego molo. W wodzie widać jeszcze resztki tej pierwszej. W budynku stojącym na skraju lądu mieści się muzeum muszli, kawiarnia, kino, restauracja, fitness-center, liczne sklepiki oraz letniskowe mieszkania. Na samym molo też możemy odwiedzić liczne sklepy, restauracje czy kafejki. Doskonałym pomysłem było przedzielenie mola wzdłuż jego długości przeszklonymi parawanami, które doskonale chroniły przed wiatrem i nadal pozwalały delektować się nadmorskim widokiem. Krótką, pamiątkową wizytę na molo zaznaczamy niezliczoną ilością foto w naszym albumie i jedziemy na nasz kulminacyjny punkt wycieczki.
Uznamska ścieżka w koronach drzew, to nowa (2021 r.) atrakcja przyrodniczo-turystyczna w Heringsdorfie, tuż w bezpośrednim sąsiedztwie stacji kolejowej. Ekscytujący szlak przygodowy prowadzi przez różne poziomy lasu na wysokość do 23 metrów. Ścieżka zbudowana jest w sposób przyjazny dla środowiska i głównym materiałem budowlanym jest drewno. Przyjazna dla osób niepełnosprawnych kładka na ścieżce o długości około 1350 metrów oraz informacje (w polskim języku tez są) znajdujące się na licznych przystankach edukacyjnych, w zabawny i interesujący sposób dostarczą wiedzę z zakresu edukacji ekologicznej, Parku Przyrody Uznam oraz rodzimej fauny i flory. Na zawrotnych wysokościach oczekują stacje przygodowe z ekscytującymi elementami balansującymi. Spacerując do szczytu koron drzew, otwierają się przed nami niepowtarzalne perspektywy, które dają przedsmak tego, co można zobaczyć z 33-metrowej kwadratowej wieży widokowej, wzorowanej na starej baszcie Bismarcka, która kiedyś stała tuż obok (teraz jest tam punkt widokowy). Ze szczytu wieży, czyli z 75 metrów nad poziomem morza, roztacza się niepowtarzalny widok na trzy Uzdrowiska Cesarskie: Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin. Jednak tym co zachwyci dzieciaki, a wzbudzi dreszczyk emocji i doda nutkę strachu u dorosłych jest siatka spacerowa, znajdująca się na górnej platformie wieży. To 50 m² bezpiecznego szaleństwa. Nawet my skorzystaliśmy, choć nie powiem – emocje były! Hol wejściowy ze sklepem, gastronomią i ogródkiem piwnym dopełnia całościową ofertę spaceru w koronach drzew. Tuż obok możecie zaparkować auto (opłaty) czy rower (free) na sporym parkingu. Niestety, psy oraz inne zwierzęta nie są wpuszczane na szlak. Jedyny wyjątek stanowią psy asystujące, za to spokojnie zabierzecie dzieciaki w wózkach.
Kilka liczb o platformie: – platforma widokowa: 75 metrów n.p.m, – wysokość wieży: 33 metry – wysokość ścieżek: do 23 metrów – długość trasy: ok. 1350 metrów – maks. nachylenie: 6% – bilet 13 euro od dorosłego, 10-11 euro dziecko lub 29 euro rodzinny.
Po emocjach jakich dawno nie było (ah ta siatka na wieży!) schodzimy po nasze dwukołowce. Dalszą część trasy pokonamy już w oddaleniu od linii brzegowej, co da nam odpocząć od wiatru, który dziś jest niekomfortowy termicznie. Wjeżdżamy, a raczej wpychamy się pod górkę do lasu, mijamy dołem drewniane tarasy, wieżę i w pierwszej kolejności odwiedzamy wspomniany punkt widokowy, który został wybudowany w miejscu dawnej Wieży Bismarcka. Teraz już z górki! Leśnymi drogami, wzdłuż torów łączących Świnoujście z wszystkimi miejscowościami nadmorskimi na Uznam docieramy do asfaltowej drogi. Jedziemy kawałek w kierunku Gothen i chwilę przed wioską skręcamy w polną drogę w kierunku Korswand. Mijamy jezioro Gothensee i docieramy nad jezioro Wolgastsee, które planujemy objechać.
Wolgastsee otoczone jest zewsząd lasami, głównie bukowymi. Wokół mega czystego jeziora biegnie malownicza ścieżka dla pieszych i rowerów długości ok. 4 kilometrów – szlak zielony. Utwardzona, w całości szutrowa bez żadnych utrudnień. W samym Korswandt znajduje się niewielka plaża wraz z kąpieliskiem z możliwością zaparkowania auta na niestety małym parkingu, a chętnych letnią porą jest sporo. Jest też możliwość wypożyczenia sprzętu pływającego. Głodni mogą posilić się i napić można w punkcie małej gastronomii. Bezpośrednio przy plaży rośnie najstarszy i najwyższy buk na wyspie – pomnik przyrody. Spędzamy krótką chwilę nad brzegiem i ruszamy dalej, bo czas nas zaczyna gonić, a końca trasy nie widać!
Wyjeżdżamy z Korswandt na Garz mijając duże, prywatne pole golfowe i tuż za nim wjeżdżamy ponownie do lasu zamykając furtkę. Tak, tak! furtkę! Tu w Niemczech lasy są zamykane na noc! Oczywiście żartuję z tym zamykaniem lasów. Owszem furtka była, ale to dla ochrony pola golfowego przed leśną zwierzyną. Ten odcinek mamy trochę z górki, trochę pod górkę, na szczęście w większości asfaltowy więc dobrze się jedzie. Docieramy do Garz malutkiej miejscowości (ok. 2500 mieszkańców) uważanej za najstarsze miasto w Rugii. Jako, że niewielka, to mijamy ją szybko i obieramy kierunek na Kamminke. Po drodze odwiedzamy jeszcze stary cmentarz z grobami poległych w I Wojnie Światowej.
Kamminke to jedna z najstarszych wsi rybackich na terenie wyspy Uznam. Leży nad Zalewem Szczecińskim, przy polskiej granicy. Mieszkańcy osady utrzymywali się z rybołówstwa i zamieszkiwali chaty pokryte strzechą, które można w Kamminke oglądać po dzień dzisiejszy. Miejscowość jest malowniczo położona – część domów znajduje się na ponad 20-metrowych urwiskach, które otaczają zatoczkę Zalewu. W środku Kamminke znajduje się miejsce widokowe, z którego widać Świnoujście i Zalew Szczeciński. Jedna z uliczek o długości tylko 210 metrów zaczyna się na wysokości 6, a kończy na aż 24 metrach nad poziomem morza (12% nachylenia). Nad wodami Zalewu znajduje się mały port rybacki, gdzie w sezonie letnim dobijają jachty i łodzie motorowe z turystami. Obok znajduje się niewielka plaża z niestrzeżonym kąpieliskiem, małe pole na przyczepy campingowe, obszerny parking, trawiaste boisko do gry w piłkę nożną i siatkówkę. Warto wiedzieć, że w pobliżu Kamminke znajduje się najwyższe na wyspie Uznam wzniesienie (71 m.n.p.m.) Golm z Niemieckim Cmentarzem Ofiar Wojennych, gdzie są pochowane ofiary dywanowego nalotu alianckiego na Świnoujście w 1944 roku. Ponad 20 000 grobów czyni go największym cmentarzem wojennym w Meklemburgii Pomorzu Przednim oraz jednym z największych w Niemczech. Przed przystąpieniem Polski do układu z Schengen w Kamminke było piesze i rowerowe przejście graniczne do Świnoujścia.
Krótko odwiedzamy cypel, z którego na ławeczkach w zależności gdzie zwrócimy głowę możemy napawać się widokiem na Zalew Szczeciński lub Oderhaff.
I tu w zasadzie kończymy naszą wyprawę. Przejeżdżamy jeszcze raz brukowanymi uliczkami Kamminke podziwiając piękną zabudowę wsi i kierujemy się na wspomniane przejście graniczne. Szybko, bo dobrymi ścieżkami rowerowymi docieramy przez Wydrzany do centrum Świnoujścia.
Cel wycieczki osiągnięty, pogoda nie utrudniała zbytnio podróży, nasycenie umysłów pięknymi widokami rekompensuje nam zmęczenie organizmów. Zobaczymy czy jutro będzie „zapalenie tyłka” – bo tak nazywa zmęczenie pewnej części ciała jedna z naszych młodych uczestniczek niektórych wycieczek. A jutro w planach miejscowość Kujawice inaczej zwana Pianoujście czyli niemieckie Peenemünde.
Kilometraż trasy: Gdynia Chylonia SKM (0,0)-Droga wewnętrzna (1,8)-Kapliczka w Dębogórzu (5,7)-Kapliczka i sklep w Kazimierzu (9,2)-Stacja uzdatniania wody w Redzie (11,8)-Miejski Park Rodzinny w Redzie (14,8)-Reda Pieleszewo SKM (18,6)
Nic nie zapowiadało, że dziś wyskoczymy na rowery, Tylko pogoda, która wbrew zapowiedziom była idealna na kręcenie zainputowała nas do wypadu. Totalny spontan. Szybkie szukanie gdzie i na ile, pobranie śladu na GPS, budzenie uczestników i po szybkiej kawie oraz śniadaniu ruszamy samochodem do zielonych płuc Kaszub, czyli lasów Mirachowskich.
Lasy Mirachowskie po kaszubsku Mirochòwsczé Lasë, to największy zwarty kompleks leśny na północnym obszarze Kaszubskiego Parku Krajobrazowego (ok 6,5 tys. hektarów). Obejmują zespół jezior potęgowskich i 8 rezerwatów przyrody (tablica informacyjna „mówi o 9!): Staniszewskie Zdroje, Kurze Grzędy, Lubygość, Leśne Oczko, Staniszewskie Błoto, Szczelina Lechicka, Żurawie Błota i Jezioro Turzycowe.
Parkujemy przy leśniczówce Mirachowo (chyba jak większość turystów) gdzie jest spory parking i bliskość Grot Mirachowskich czy bunkier Ptasia Wola. Szybkie przygotowanie i ruszamy. Warto tu nadmienić, że nieopodal leśniczówki Mirachowo, w sąsiedztwie pięknego jeziora Lubygość znajduje się baza turystyczna Nadleśnictwa Kartuzy, na terenie której, za zgodą i przy pomocy Nadleśnictwa, organizowany jest festiwal BLUES W LEŚNICZÓWCE (w tym roku będzie w dniach 23-24 czerwca).
Po krótkim zjeździe brukowaną drogą docieramy do Grot Mirachowskich. To dwie niewielkie zlepieńcowe groty na południowo-zachodnim stoku wyrobiska żwirowego nad jeziorem Lubygość. Zostały one odkryte na przełomie lat 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku. Groty mają ok. 1,5-2 metrów wysokości, a głębokość waha się od 3 i 6 metrów. Dużo skromniejsze niż Groty Mechowskie, ale niecodzienny wygląd i tak przykuwa wzrok.
Kolejnym punktem jest położony kawałek dalej bunkier Ptasia Wola. To rekonstrukcja partyzanckiego schronu, który stał w tym miejscu w czasie drugiej wojny światowej. Było to miejsce przebywania partyzantów z Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski” – największej na Pomorzu i Kaszubach organizacji konspiracyjnej, która stawiała sobie za cel walkę z niemieckim najeźdźcą. Ukrywali się w nim partyzanci z okolicznych miejscowości. W 1943 hitlerowcy zniszczyli bunkier i zabili jego załogę. Przeżył tylko jeden partyzant Augustyn Kowalecki z Kartuz. Po wojnie bunkier odbudowano i udostępniono turystom. W jego sąsiedztwie znajduje się tablica informacyjna oraz krzyż poświęcony zamordowanym partyzantom.
Czas ruszać dalej. I nie ukrywam, że na najbliższym odcinku (do Szczeliny Lechickej) straciliśmy trochę czasu i sił. Zachciało nam się modyfikować trasę (bo była inna ścieżka na mapie). Zamiast wprowadzić rowery pod bunkier i podążać dalej czerwonym pieszym szlakiem, to chcieliśmy pójść na łatwiznę i przejechać ten odcinek wzdłuż jeziora Lubygość. I jak to bywa ze skrótami – wyszło dłużej, ciężej, a górka i tak nas nie ominęła. Więcej pchaliśmy nasze maszyny niż na nich jechaliśmy. Trudno, kara musi być! Właściwy odcinek, którym powinniśmy przejechać zaznaczyłam na mapie na czerwono. I co najważniejsze, jadąc (idąc) poza wytyczonym szlakiem ominiecie Szczelinę Lechicką, która jest popularnym celem wędrówek – punkt widokowy odwiedzany przez spacerowiczów i turystów. Znajdują się tu ławki, z których rozpościera się widok na pobliskie lasy i jeziora. Ja musiałem wjechać na nią od drugiej strony, a było mooocno pod górkę.
Kierujemy się dalej krętymi leśnymi ścieżkami. Teren mocno się obniża. Najpierw pojawia się jezioro Kocenko i Rezerwat Szczelina Lechicka. Tu brniemy trochę po mokradłach (zresztą wiele odcinków było troszkę podmokłych i błotnistych), ktoś z nas zalicza mokrą glebę 🙂 Tuż za chwilę witamy się z jeziorem Potęgowskim. Przejeżdżamy mostkiem nad ciekiem wodnym, który wbrew pozorom nie łączy Kocenka, tylko Lubygość z Potęgowskim. Mała sesja na pamiątkę i kierunek punkt widokowy Zamkowa Góra.
Zamkowa Góra – to tutaj, na wysokości ponad 220 metrów n.p.m., urządzono piękne miejsce widokowe, idealne na wycieczkę i piknik. Wspaniały widok na sześć jezior – Białe, Czarne, Junno, Kamienickie, Odnoga oraz Potęgowskie – sprawił, że Zamkowa Góra była ulubionym miejscem spacerów już przed II wojną światową. Przywrócona świetność jej wspaniałej panoramy przyciąga dzisiaj coraz więcej turystów. Trzy oznakowane trasy dojścia o różnym stopniu trudności, ze schodkami i barierkami, pozwalają na wygodne i bezpieczne wejście także osobom starszym.
Zjeżdżamy z góry i kierujemy się do Kamienicy Szlacheckiej, małej, letniskowej wsi, która może być doskonałym punktem wypadowym na różnego rodzaje wycieczki. Pogoda dopisuje, teren nie najłatwiejszy, bidony już prawie suche, więc małe zakupy w mini markecie (naprawdę mega dobrze zaopatrzony!) będą dobrym pomysłem.
Najedzeni, opici kręcimy dalej (a uda coraz twardsze). W zasadzie pozostała część trasy wiedzie już tylko lasami po różnej jakości drogami. Nie jest najłatwiej, ale tragicznie też nie. Z atrakcji pozostaje jedynie podziwianie przyrody, która czasami sprawia wrażenie nietkniętej nigdy przez człowieka. Łapiemy oddech nad jeziorem Dwa Oczka, mijamy rezerwat Kurze Grzędy i trochę zmęczeni docieramy do końca wyprawy.
Podsumowując. Trasa miała być średnio trudna, poprowadzona według opisu najczęściej szerokimi, szutrowymi drogami (ktoś zrobił nas w konia), a wyszło nieco inaczej. Pomijając naszą zmianę, to można ocenić trasę jako dość trudną dla amatorów (chociaż rower trekkingowy dał radę!). Nie polecamy też jechać rowerami z dziećmi tą trasą, ale warto na przykład zrobić mniejszą pętlę pieszo – Leśniczówka, Groty, Bunkier, Szczelina Lechicka, jezioro Kocenko i powrót drugą stroną jeziora Lubygość. Na trasie sporo podjazdów, miejscami błotniście i mokro, drogi przeróżne – od bruku, poprzez piach, błoto, zarośnięte single, po małe odcinki asfaltowe. Ale warto, bo przyroda zrekompensuje Wam te małe niedogodności. No i w sumie odległość też nie była jakaś wielka.
Przepiękna trasa przez Trójmiejski Park Krajobrazowy i Rezerwat Pełcznica. W większości jest to trasa leśna z końcówką poprowadzoną po drogach rowerowych i nielicznych odcinkach po jezdni. Niestety dość wymagająca ze względu na sporą ilość podjazdów. Najlepiej przejechać ją rowerem MTB, choć trekkingowy też dał radę. Polecana raczej dla starszych dzieci i młodzieży.
Kilometraż trasy: Terminal promowy Stena Line (0,0)-Wämöparken (8,9)-Przystań promowa (13,8)-Przystań promowa na wyspie Aspö (19,9)-Twierdza Kastellet Aspö (22,0)-Muzeum Artylerii Nadbrzeżnej (28,5)-Przystań promowa na wyspie Aspö (30,7)-Przystań promowa (36,8)-Fisktorget (Plac Rybny) (38,6)-Stakholmen (38,9)-Dzielnica kolorowych domków (39,5)-Rynek w Karlskronie (42,6)-Muzeum Morskie (43,7)-Zakupy w markecie (52,1)-Terminal promowy Stena Line (57,2)
Tym razem wyskoczyliśmy na grupową wycieczkę. Kierunek Szwecja i Rowerowy Potop w Karlskronie organizowany przez AZS. Ekipa ma w swoim programie 6 tras o różnym kilometrażu. My zaczęliśmy od najkrótszej „białej” 35-cio kilometrowej, która zrobiła się ciut dłuższa (na własne życzenie).
A więc po kolei. Wyjechaliśmy, a dokładniej rzecz biorąc wypłynęliśmy promem Stena Line z deszczowej Gdyni późnym wieczorem (21:00). Cały dzień w Trójmieście był mocno zakrapiany, ale na szczęście wszystkie prognozy dla Karlskrony były mocno optymistyczne. Po pobraniu biletów, odprawie i zamustrowaniu się nastał czas na szybkie zwiedzanie pokładów (dla nieobytych z jednostkami pływającymi jest to wyzwanie) i podziwianie nocnej Gdyni od strony morza. Ten widok nie zdarza się często. Przepięknie!
Wieczór na promie można spędzić na kilka sposobów. Do wyboru macie odpoczynek w kabinie, zwiedzanie promu, disco w night clubie, zakupy, kawiarnię i grę na automatach. Każdy znajdzie coś dla siebie. Pamiętajcie tylko, że rano czeka Was kręcenie.
Ranek jak w wojsku. Pobudka ogłoszona o 6:00 przez ogólnopromową rozgłośnię piosenką Roda Stewarta „Sailing” (to taka tradycja na promach Steny Line) dała znak, że już za chwilę będziemy na miejscu. Teraz czas na szybką toaletę, pakowanie rowerowego dobytku i śniadanie w promowej restauracji, a karmią wybitnie dobrze.
Witamy skąpany w porannym słońcu archipelag Karlskrony, bo leży ona na trzydziestu ileś tam wyspach i latamy jak kot z pęcherzem z prawej na lewą burtę, żeby nie stracić najpiękniejszych widoków. Coś niesamowitego, że rzut beretem od Gdyni mamy takie miejsce. Może nie rzut w pojęciu czasowym, bo płynie się całą noc, ale taki rejs w porównaniu z lataniem, to wybitne zero stres & full relaks. Szykujemy się do zejścia z pokładu. Zabieramy nasze rumaki z pokładu samochodowego i lecimy na miejsce zbiórki.
Początek trasy zrobiliśmy razem z całą grupą, a po dotarciu na wyspę Aspö odłączyliśmy się i na własną rękę, we własnym tempie napawaliśmy się pięknem Szwecji. Krótko, bez zbędnego opisywania wymienię atrakcje jakie zobaczyliśmy na białej trasie. Jest tego naprawdę sporo i zapewniam, że czasu nie starczy, żeby wszystko dokładnie zobaczyć.
Skansen Wämöparken – tradycyjne budownictwo (te na bordowo malowane czerwienią faluńską domki) z regionu Blekinge. Dla dzieci mini zoo, kawiarnia z fajnym widokiem, plac zabaw, ścieżki piesze. Wstęp wolny (wszystkie muzea państwowe są w Szwecji za darmo).
Przystań promowa na wyspę Aspö – rejs (darmowy oczywiście) na wyspę promem osobowo-samochodowym. Trwa ok 25 min. w jedną stronę, a w tym czasie możecie podziwiać przepiękne widoki szwedzkiego miasteczka. Promy kursują co godzinę, a w godzinach szczytu co 30 min.
Wyspa Aspö – tzw. must see pobytu. Tu zrobiliśmy niespełna 10 km wokół wyspy. Bardzo urokliwe i bardzo leniwe miejsce (zresztą jak cała Karlskrona). Na miejscu zobaczycie twierdzę Drottnindsskär (eh te słownictwo) broniącą dawniej dostępu do miasta od strony morza. Na miejscu dla chętnych kawiarnia i restauracja. Dalej miniecie Aspö Lotstorn AB tj. latarnię morską, w której jest hotel z pokojami na każdym piętrze. Museum för rörligt kustartilleri czyli Muzeum Mobilnej Artylerii Nadbrzeżnej (czynne tylko latem). Zresztą cała wyspa usiana jest historycznymi bateriami artylerii i nie sposób w tak krótkim czasie wszystkie je zobaczyć, ale to dla fanów militariów. Oprócz podziwiania miejscowych wiosek Bäck, Kroken czy Aspö polecamy odpoczynek na jednym z lokalnych kąpielisk, my wybraliśmy Diupvik. Na wyspie jest też dobrze zaopatrzony sklep. Powrót promem z miejsca przypłynięcia.
Fisktorget – targ rybny. Niegdyś miejsce handlu rybami, obecnie przystań białej floty. Dziś handel rybami przeniósł się do sklepów i tylko rzeźba rybaczki (Fiskgumman) przypomina o przeszłości tego miejsca. Ależ tu są widoki!
Stakholmen – ostatni niezabudowany i niezamieszkany szkier w centrum miasta, jedna z najmniejszych wysp, ale jest połączona z promenadą pomostem. Dzięki temu stanowi ciekawe i przyjemne miejsce spędzania czasu dla mieszkańców i turystów. Można przysiąść na ławeczkach lub wprost na skałach i cieszyć oczy widokiem Karlskrony. Doskonałe miejsce na piknik.
Björkholmen – to najstarsza dzielnica Karlskrony, położona w zachodniej części wyspy Trossö. Dzielnica składa się małych, kolorowych, drewnianych domków, w których kiedyś mieszkali stoczniowcy, rzemieślnicy i marynarze. Miejsca tego nie można było wtedy nazwać eleganckim. Osada powstała w XVII wieku, a jej zabudowa częściowo przetrwała do dziś, pomimo pożaru, który pod koniec XVIII wieku strawił prawie wszystkie drewniane budynki w mieście. Wtedy ta część znajdowała się na osobnej wysepce i to ją uratowało. Dziś, paradoksalnie, dzielnica ta jest bodaj najbardziej prestiżową częścią Karlskrony – bo Szwedzi cenią sobie tradycyjne budownictwo i adres przy jednej z ulic Björkholmen jest powodem do dumy.
Kościół Admiralicji – największy drewniany kościół Szwecji i najstarszy budynek w Karlskronie. Przed kościołem słynna rzeźba skarbonka przedstawiająca żebraka Matsa Rosenboma, a u wlotu uliczki miniaturowy pomnik Nilsa Holgerssona – bohatera „Cudownej podróży” opowiadającej o przygodach chłopca przemierzającego Szwecję na grzbiecie gęsi imieniem Akka (dorośli znają tę bajkę).
Kungsbron – Nabrzeże Królewskie. Tutaj rozpoczynali swe wizyty w Karlskronie szwedzcy królowie. Uwagę zwraca imponująca siedziba wojewody, Bastion Aurora i okręty cumujące przy wejściu do portu wojennego.
Stortorget – Rynek Wielki. Ścisłe centrum miasta. Na środku Rynku pomnik założyciela Karlskrony – króla Karola XI. Przy Rynku ratusz i dwa kościoły z XVIII w. – Kościół Fryderyka i Kościół Trójcy Świętej. Za pierwszym z nich znajdziecie słynną lodziarnię Glassiären, która sprzedaje lody na smaki, a nie na gałki; na jeden smak przypadają, w zależności od hojności sprzedawcy, około trzy-cztery gałki. Jest to bodaj jedyne miejsce w Karlskronie, gdzie regularnie tworzą się kolejki. Lodziarnia jest ponadto jednym z nielicznych miejsc w Karlskronie, gdzie nie można płacić kartą. Szeroka paleta asortymentu oraz wyborny smak rekompensują konieczność czekania. Oprócz tego liczne kafejki, restauracje i tuż obok ulica Ronnebygatan (taki lokalny sopocki Monciak czy zakopiańskie Krupówki) z którego kursuje mini pociąg, którym zwiedzicie Karlskronę.
Marinmuseum na wyspie Stumholmen – muzeum Marynarki Wojennej zwane też Muzeum Morskim. To kolejne must see Karlskrony. Jest jednym z najczęściej odwiedzanych muzeów w Szwecji. Jest bardzo nowoczesne i umożliwia zapoznanie się ze szczegółami budowy okrętów w Karlskronie, przedstawia warunki życia codziennego na morzu oraz ukazuje historię Szwecji. W muzeum można m.in. przejść podwodnym tunelem, postrzelać z armaty, obejrzeć wspaniałą kolekcję rzeźb galionowych. Dla najmłodszych turystów przygotowano zabawy w małpim gaju oraz doświadczenia w eksperymentarium. Numerem jeden w Muzeum jest jednak wizyta we wnętrzu PRAWDZIWEGO OKRĘTU PODWODNEGO! HMS NEPTUN służył w Królewskiej Szwedzkiej Marynarce Wojennej od 1980 do 1998 roku. Swoje chwile chwały miał biorąc udział w międzynarodowym incydencie z bronią nuklearną, radzieckim okrętem podwodnym S-363 i skałami nieopodal Karlskorony. Incydent ten zwany jest dziś Whiskey on the rock. Muzeum umożliwia również wypożyczenie bardzo ciekawego przewodnika głosowego po polsku. Tuż obok Neptuna jest też zachowana pierwsza szwedzka łódź podwodna HMS Hajen z 1905 r. Wokół głównego gmachu znajdują się zabytkowe okręty szwedzkiej marynarki wojennej, m.in. trałowiec z czasów II wojny światowej – HMS Bremön. Oczywiście wszystko za darmo. Wysepka gdzie znajduje się muzeum jest miłym miejscem na wypoczynek na trawie, na kąpiel w morzu oraz skoki z wieży do wody czy też na zjazd zjeżdżalnią w kształcie ludzkiej głowy. Warto również przejść się naokoło wyspy, by podziwiać archipelag lub wejść na teren bastionu Kungshall – jednego z trzech miejsc, z których oddawana jest armatnia salwa honorowa w najważniejsze święta państwowe Szwecji.
W drodze powrotnej na prom wdepnęliśmy do centrum handlowego na małe zakupy. Jednak się okazuje, że Szwedzi nie potrafią w hipermarkety. W zasadzie duży sklep spożywczy, kilka sklepików kawiarnia i nic więcej. Zupełnie odmiennie niż u nas. Ale chodzenie po sklepach nie było naszym celem, więc nie byliśmy zawiedzeni.
Podsumowując. Naprawdę warto tu przyjechać (przypłynąć)! Nawet tak krótki pobyt w Karlskronie ma magiczną moc. Podróż promem, gapienie w niekończące się morze hipnotyzuje i jest prawdziwym relaksem dla mózgu. Jeden dzień, to faktycznie za mało, żeby poczuć to „wyludnione” miasto, bez kolejek, pędu, tłumów czy przepychanek. Tu czas leci zupełnie inaczej! Do tego dwie noce na promie w wygodnej koi, smaczne jedzenie i przepiękne widoki miasta! Rewelacja.
Koniecznie musicie to wszystko zobaczyć!
Do zobaczenia na trasie. Ślad naszej wycieczki pobierzecie z mapy.