Jesienne dreptanie sopockim Szlakiem Spacerowym Lisów
Kilometraż trasy:
Sopot Kamienny Potok SKM (0,0)-Sopot ul. Malczewskiego (2,0)-Opuszczona wieża radiowa na Rysim Wzgórzu (3,9)-Sopot ul. 28 Marca (5,4)-Punkt widokowy na Wzniesieniu Strzeleckim (5,8)-Pomnik Poległych Żołnierzy (6,5)-Łysa Góra (7,3)-Ścieżka Zakochanych (7,9)-Punkt widokowy na Glinnej Górze (9,2)-Głaz i Dąb Esperantystów (9,9)-Sopot pętla autobusowa Reja (11,9)
Ciągle trwająca piękna polska jesień zachęciła nas do podreptania przez nasz ulubiony Trójmiejski Park Krajobrazowy. Wybór padł na drugi co do długości sopocki szlak spacerowy. Poprzednio był Szlak Zajęcy, a dziś Lisów. Jak zawsze skorzystaliśmy ze śladów nawigacji do wyznaczenia trasy, które są licznie umieszczone na portalach internetowych. Każdy z nich jednak nieznacznie różnił się od drugiego, więc moim celem było przejść go jak najdokładniej po oznaczonej przez PTTK trasie, więc uważnie szukaliśmy żółto-brązowych znaków wytyczających szlak. Dziś umila nam czas i czasami nadaje tempo „pies sprężyna” Gacek.
Sopockie szlaki spacerowe swą tradycją sięgają czasów kurortu Jana Jerzego Haffnera. Obecnie jest ich siedem. Mamy więc szlak wiewiórek, saren, dzików, zajęcy, lisów, borsuka i mew. Pierwsze sześć to szlaki wiodące po trójmiejskich lasach w zachodniej części Sopotu, natomiast ostatni biegnie brzegiem morza.
Szlak Lisów swój początek ma przy węźle szlaków turystycznych, przy pętli autobusowej i stacji SKM Sopot Kamienny Potok. Przed wejściem do TPK mijamy kościół z okazałą kopią krzyża stojącego na Giewonicie i dużym pomnikiem poświęconym św. Janowi Pawłowi II. Tuż za nim wkraczamy do TPK i jego skrajem wędrujemy wzdłuż dzielnicy Brodwino. Tu na razie oprócz pięknego lasu możemy podziwiać tylko wieżowce. Natomiast nasz czworonożny towarzysz nie ustępuje w niczym Tygryskowi z Kubusia Puchatka. Pokuszę się nawet na stwierdzenie, że podskakuje wyżej od niego.
Przed przekroczeniem ul. Malczewskiego, na terenie ujęcia wody spoczywa wielki głaz z nieczytelnym napisem. Szperając w zasobach nieskończonego internetu na stronie Dawny Gdańsk znalazłem taką wzmiankę „W górnej części Doliny Kamiennego Potoku, na skraju lasu, przed wejściem na teren ujęcia wody przy końcu dzisiejszej ulicy Kolberga, po zachodniej stronie Brodwina znajdował się – początkowo do połowy widoczny – głaz narzutowy o wys. 2,2 m i ciężarze około 10 ton. W latach 20. XX wieku na głazie tym wyryto niemieckojęzyczny napis o treści: Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągowe. Ujęcie wody pitnej zbudowane w latach 1922-1926. W latach 30. głaz wydobyto w całości na powierzchnię i ustawiono na niewielkim, kamienno-betonowym fundamencie. Po roku 1945 napis skuto, nie zastępując go jednak polskim tekstem. (Marek Sperski)” W zasadzie wędrując po TPK zawsze natkniemy się na jakiś ciekawy kamień, których jest tu niezliczona ilość. A to Diabelski Kamień, Bąbelków, Kamienna Twarz, Esperantystów (to dziś go odwiedziliśmy), liczne kamienne drogowskazy czy królewskie głazy. Śmiało można planować tematyczne wędrówki.
Ruszamy dalej. Gacek niezmordowany podskakuje, kręci kółka i ósemki w jesiennych zaspach niczym wytrawny driftowiec. Zastanawiamy się ile ma już w łapach przebiegnięte. Zapewne x2 to co my. A przed nami kolejne górki i na widoku Rysiowe Wzgórze z nieczynną wieżą radiową. Sam szlak nie przebiega dokładnie przez ten punkt, ale z ciekawości zrobiliśmy mały skok w bok (na śladzie GPS nie ma tego skoku). Sam obiekt zaczyna już pokazywać nadszarpnięte zębem czasu oblicze. Niestety jest kategoryczny zakaz wejścia na tę konstrukcję, choć dziurawe ogrodzenie i zachowana drabinka zachęca do wejścia i podziwiania Doliny Gołębiewskiej, Zatoki Gdańskiej czy części Sopotu z jej szczytu. No szkoda, bo mógłby by to fantastyczny punkt widokowy i nie lada lokalna atrakcja. Tym razem też z czeluści internetu zaczerpnąłem małą wzmiankę o tej wieży. W artykule na trojmiasto.pl możemy m.in. przeczytać: „Konstrukcja miała zapewnić rezydentom pobliskiej willi komunikację drogą radiową, np. w razie odcięcia drogi telefonicznej. Wieża powstała najprawdopodobniej na początku lat 60., wraz z budową osiedla Przylesie. Na wieży były zamontowane urządzenia nadawczo-odbiorcze, które zapewniały łączność radiową. Wieża służyła pracownikom tutejszej Obrony Cywilnej, ulokowanej w pobliskiej willi przy ul. 23 marca 110. W związku z rozwojem techniki, wieży zaprzestano używać już w latach 80. Warto również obalić pewną pogłoskę, którą można odnaleźć w internecie. Niewielkie, podziemne pomieszczenie u stóp wieży ma być połączone tunelem ze wspomnianą wcześniej willą. To jedynie kolejna miejska legenda, nie ma na to absolutnie żadnych dowodów – wyjaśnia Hajduk.”
Po zejściu z Rysiowego Wzgórza ponownie zanurzamy się w zurbanizowanym terenie. Szlak poprowadzony jest ulicą Okrężną, gdzie zapewne projektant(ci) chcieli nam kolejny raz pokazać Sopot z góry. W najwyższym punkcie tej ulicy znajduje się bowiem plac zabaw, z którego zapewne pokazywał się kiedyś okazały widok na kurort. Jednak rosłe już zadrzewienie i niestety zabudowany każdy metr przez nowoczesną developerkę zasłania wszystko to co miało być atrakcją szlaku. Nie pozostaje więc nic innego jak ruszać dalej. Po dojściu do ul. 28 Marca chętni mogą wskoczyć na prawo na Lisie Wzgórze (74 m n.p.m.) z punktem widokowym, natomiast na lewo, na drugim wzgórzu Stiewego (65 m n.p.m.) jest według mapy Dom Dziecka więc nie koniecznie możemy mieć dostęp do jego szczytu. My je mijamy i lecimy na Wzniesienie (Wzgórze) Strzeleckie (79,7 m n.p.m.).
Kręty singiel prowadzący na szczyt nie ustępuje niczym tym z południa Polski. Docieramy na górę z głębszym już oddechem i kroplami potu na plecach, a Gacek niezmordowany lata jak szalony. Momentami myślę, że za chwilę będzie trzeba go nieść. Korzystając z odremontowanego w 2020 r. miejsca robimy krótką pauzę na drugie śniadanie i z kanapką w dłoni podziwiamy Sopot, Gdańsk i zamgloną Zatokę Gdańską. Punkt widokowy został utworzony na nieczynnym zbiorniku wody, który zbudowano w 1910 r., a jego krótka działalność zakończyła się już w 1923 r. i od tej pory niszczał. Teraz po tchnięciu w niego drugiego życia staje się lokalną atrakcją. Miejsce naprawdę warte odwiedzenia.
Po nabraniu sił ruszamy w dół w kierunku ul. Moniuszki (ulica która prowadzi do Opery Leśnej). Zanim jednak dotrzemy do podstawy wzniesienia mijamy całkiem fajnie wykonany (jak dla mnie profeska) tor dla miłośników drift jumpingu. Mnie wszystko boli od samego patrzenia na niego, a co dopiero jakbym miał po nim zrobić rundkę. Na dole przy ul. Moniuszki możemy podziwiać nachodnikową Sopocką Aleję Gwiazd. Składa się ona z 20 czarno-białych portretów polskich artystów, znanych ze swojej aktywności w sferze muzyki oraz związanych z sopockimi festiwalami. Uhonorowano w ten sposób: Irenę Dziedzic i Lucjana Kydryńskiego, Wojciecha Młynarskiego, Agnieszkę Osiecką, Jeremiego Przyborę, Korę Jackowską i wielu innych. Sama Aleja wzbudzała też kontrowersje m.in na wniosek rodziny, która nie godziła się na takie eksponowanie portretu Ireny Jarockiej, zniknęła podobizna tej wielkiej polskiej piosenkarki. Tuz obok znajduje się sopockie Morskie Oko i karczma góralska „Harnaś”
Kierujemy się schodami na Wzgórze Olimpijskie. Po dotarciu na szczyt dotrzemy do Cmentarza poświęconego Żołnierzom Armii Radzieckiej poległym w obronie Sopotu podczas II Wojny Światowej. Jak możemy przeczytać na tablicy pochowanych jest tu 646 żołnierzy „bratniej” armii. Miejsce to ma jednak dużo dłuższą i ciekawszą historię. Na stronie Dawny Sopot przeczytamy: „W 1908 r. na szczycie Wzgórza Olimpijskiego powstał zaprojektowany przez Paula Puchmullera pomnik żołnierzy. Pierwotnie pomnik składał się z piramidy granitowych głazów narzutowych zwieńczonych metalową rzeźbą orła. Od frontu w narożnikach postumentu ustawiono kamienne pylony z dodanymi później żeliwnymi tablicami zawierającymi nazwiska sopocian poległych w wojnach w latach 1866-1871 uzupełnione następnie nazwiskami poległych w pierwszej wojnie światowej. W 1945 r. na stoku przed pomnikiem pozbawionym już orła i pylonów pochowano 646 żołnierzy Armii Czerwonej poległych w walkach o Sopot.”
Chwile później jesteśmy na Łysej Polanie leżącej u stóp Łysej Góry. To znane i lubiane miejsce przez trójmiejskich miłośników sportów zimowych dziś prawdopodobnie z powodu słabych zim praktycznie już nie działa. Wyciąg orczykowy, ratrak i knajpka na polanie jeszcze stoją, ale czy wrócą do swojej świetności? Chyba już nie, a wielka szkoda, bo było to idealne miejsce do stawiania pierwszych kroków w tajnikach narciarstwa. Skrajem polany wdrapujemy się na szczyt Łysej Góry (110 m n.p.m.) i wędrujemy w kierunku Małej Gwiazdy (skrzyżowanie kilkunastu szlaków) i Ścieżki Zakochanych (mało znany, kręty i malowniczy dukt biegnący zboczem).
Docieramy do kolejnego punktu widokowego Glinna Góra, który niestety nie leży na Szlaku Lisów, tylko na Szlaku Borsuka. Warto jednak zboczyć te kilkadziesiąt metrów, bo z tego miejsca czekają nas równie piękne widoki jak wcześniej. Sprężyna (pies Gacek) jest nadal w formie i wydaje się, że dotrze cały, zdrowy i o zgrozo niezmęczony do finiszu tej wędrówki!
Ostatnim etapem szlaku jest zejście ze wzniesienia do Doliny Świemirowskiej. Szlak kończy się przy węźle sopockich szlaków przy autobusowej pętli Reja. Zanim jednak dotrzemy do celu czeka nas jeszcze jedna lokalna ciekawostka. Idąc oznaczonym szlakiem Drogą Prezydencką wzdłuż Potoku Torento dotrzemy do Głazu i Dębu Esperantystów. Są to pamiątki po międzynarodowych spotkaniach miłośników języka esperanto. W 1927 roku podczas Światowego Kongresu Esperantystów, który odbywał się w Sopocie, posadzono symboliczny dąb, a przy nim umieszczono nieduży głaz pamiątkowy z napisami z języku niemieckim i esperanto. W 1938 roku oba pomniki zostały zniszczone przez bojówkę faszystowską. W 1959 roku w Gdańsku zorganizowano międzynarodowy Zjazd Młodzieży Esperanckiej. Wtedy właśnie posadzono nowe drzewo i odsłonięto pamiątkowy głaz, który do dzisiaj możemy podziwiać.
Podsumowując – szlak bardzo ciekawy, choć wymagający szczególnie od dzieci i osób starszych ze względu na wiele podejść i zejść. Jednak zmęczenie zniwelują piękne widoki na panoramę miast i Zatoki Gdańskiej, liczne ciekawostki na szlaku i bliskie obcowanie z przyrodą w ogromnej aglomeracji. Sam szlak oznaczony w miarę dobrze, choć miejscami przydałby się poprawki, a nawet wytyczenie nowych odcinków. Z mapy pobierzecie ślad jak najbardziej zbliżony do wytyczonego znakami, a więc bez starego masztu radiowego i punktu widokowego na Glinnej Górze. Jednak miejsca te są bezpośredniej bliskości więc można i warto odbić na chwilę z trasy.
Pies-sprężyna jest niezmordowany. Dał radę bez najmniejszego problemu. Śmiało można mu dodać 1/4 kilometrażu. Istny robot z niekończącą się energią!
Ślad pobierzecie z mapy.
Do zobaczenia na trasie.